Leśno: Mój syn po śmierci ocalił życie czterem osobom

2010-08-27 17:00

Choć każda śmierć młodego człowieka jest niewyobrażalną tragedią dla jego najbliższych, to jest tylko jeden sposób, by takie nagłe odejście nie poszło na marne! Kiedy pani Janina (54 l.) usłyszała, że jej syn Andrzej Radtke (+28 l.) został pobity i lekarzom nie uda się ocalić mu życia, powróciły do niej zdania wypowiadane przez jej dziecko.

Andrzej wiele razy powtarzał mamie, że jeśli stanie mu się coś złego, to jego narządy powinny trafić do potrzebujących. Wola zmarłego została uszanowana. - Mój syn uratował życie czterem osobom - mówi dzisiaj matka.

Andrzej mieszkał w Leśnie (woj. pomorskie) z rodzicami i rodzeństwem. Pracował na budowie, był też piłkarzem miejscowego Gromu. Od 10 lat regularnie oddawał krew. Miał dziewczynę, z którą planował ślub. We wsi lubili go wszyscy. Wołali na niego "Dziobak", bo lubił rozmawiać z ludźmi i dla każdego miał dobre słowo...

Był upalny czerwcowy wieczór. Andrzej po pracy poszedł na piwo z kolegami. Tam został skatowany przez nieznanych sprawców. Prokuratura podejrzewała o to kolegów Andrzeja, ale ostatecznie nie postawiła im zarzutów. - Syn miał pękniętą w trzech miejscach czaszkę i wiele obrażeń wewnętrznych.

Lekarze zrobili wszystko, by go uratować, ale mówili, żebym przygotowała się na najgorsze - mówi pani Janina. Gdy lekarze stwierdzili zgon Andrzeja, serce jego rodziny rozdzierała potworna rozpacz. - Wtedy przyszły mi na myśl słowa syna, który mówił, że jeśli coś mu się stanie, to mam oddać jego narządy do przeszczepów. Pobiegłam do lekarzy i wydałam zgodę na pobranie organów z ciała Andrzeja - wspomina mama.

Dwaj mężczyźni w wieku 41 i 32 lat dostali nerki Andrzeja. W piersi 50-letniej kobiety bije teraz jego serce, a wątrobę otrzymał ciężko chory 55-latek. Choć brzmi to strasznie, ci ludzie nie przeżyliby, gdyby nie śmierć Andrzeja. Regionalne Centrum Koordynacji Transplantacji Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku przysłało pani Janinie informację, że narządy jej syna funkcjonują prawidłowo w nowych ciałach. - Jest mi lżej, bo wiem, że mój Andrzej pomógł innym. Chciałabym poznać tych, do których trafiły narządy mojego syna - marzy pani Janina.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają