Wieczorem 4 listopada pan Zbigniew szedł do sklepu, gdy uderzył w niego samochód. Nie pamięta wypadku ani tego, że błagał lekarzy o pomoc dla niedołężnej matki. - Po 14 latach opieki nad mamą to musiała być jedyna myśl, która mi zaświtała - opowiada dzisiaj.
Wie, że Szpital Czerniakowski, do którego trafił, zrobił wszystko, co mógł. Beata Mastalerz, rzecznik placówki, potwierdza, że lekarz dyżurny niezwłocznie przekazał informacje od pacjenta dyżurnemu z komendy policji przy ul. Malczewskiego.
- Policjanci przyjechali pół godziny później. Rozmawiali także z pacjentem - dodaje rzecznik.
Przeczytaj koniecznie: Pomnik ofiar katastrofy w Smoleńsku – obiecuje Komorowski i Miedwiediew
Po kilku dniach, gdy pan Zbigniew ocknął się po kolejnej utracie świadomości, okazało się, że jego prośby na nic się zdały.
- Wciąż nie miałem żadnej wiadomości. Czułem, że coś jest nie tak - opowiada mężczyzna. 23 listopada dowiedział się, że jego matka nie żyje. Do ich domu wkroczył w asyście policji brat matki, zaniepokojony tym, że nikt nie odbiera telefonu. Wychudzone ciało pani Danuty leżało bezwładne w łóżku.
Policjanci nie komentują sprawy. Z kolei prokuratura przyznaje, że trwa śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. - Była sekcja zwłok, wystosowaliśmy pytania do biegłego. Zamierzamy też przesłuchać świadków - mówi Paweł Wierzchołowski z mokotowskiej prokuratury.
Patrz też: Niemcy: Tragiczny wypadek w telewizyjnym show. Samuel Koch omal nie zginął na wizji – VIDEO
- Nie chcę ukarania winnych, bo matce życia nie wrócę. Chcę zmian. Chcę, żeby społeczeństwo szybciej działało - mówi pan Zbigniew. Żałuje, że nie był na pogrzebie matki, ale właśnie przeszedł operację kości udowej.
- Prokuratura błyskawicznie zabezpieczyła całość materiałów i niestety, nie znamy wszystkich szczegółów sprawy. Czekamy na wyjaśnienia prokuratury - mówi krótko nadkom. Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.