- Tak dłużej żyć nie mogę. Mam dość tych krów! - mówi załamana Teresa Bylinowicz (57 l.) z Jastrzębia na Dolnym Śląsku. Gospodarstwo, w którym zamieszkała, w połowie należy do jej sąsiada.
Ona z mężem zajmują mały pokoik. Za jego ścianą sąsiad kobiety trzyma... 17 dojnych krów. Małżeńskie łoże Bylinowiczów od najbliższej mućki odgradza cieniutka ścianka działowa, przez którą przenikają wszelkie odgłosy i większość zapachów. - Najgorzej jest, gdy krowy się cielą. Wyją wtedy całą noc. A potem... ich małe zaczynają koncert i tak w kółko - tłumaczy zrozpaczona pani Teresa. Jakby tego było mało, ściankę działową coraz bardziej porasta pleśń wymieszana z odchodami krów. - Gniją mi od niej książki w regale i odpada tynk - dodaje załamana kobieta. Sprawa trafiła do sądu, który ma zdecydować, gdzie w podzielonym na pół gospodarstwie mogą stać zwierzęta.
- Nie wierzę, że ten koszmar się skończy i sąsiad zabierze krowy - mówi pani Teresa. - Zabiorę, ale za miesiąc! W końcu to moje pomieszczenie - twardo stawia sprawę sąsiadujący z nią pan Wiesław. Kobieta, słysząc te słowa, czerwienieje ze złości. - Tylko połowa gospodarstwa jest twoja, a krowy stoją wszędzie! - wrzeszczy do sąsiada.