- To skandal, że ze szpitala zniknęła dokumentacja naszych dzieci - mówi zrozpaczona Ewa Szydłowska (33 l.), mama bliźniąt.
Historia matki maleńkiego Piotrusia i Paulinki wstrząsnęła całą Polską. Kobieta zgłosiła się do szpitala we Włocławku w 36. tygodniu ciąży. Bardzo źle się czuła, prosiła o cesarskie cięcie. Zabiegu jednak nie przeprowadzono...
ZDJĘCIA - Pogrzeb bliźniaków z Włocławka. Aniołki są już w niebie
Jak podała "Gazeta Wyborcza", kiedy kobieta skarżyła się na brak tętna u bliźniaków, ordynator oddziału był u siebie w pokoju. Spał, a personel bał się go obudzić. Panią Ewą (33 l.) zajął się jego asystent. Przeprowadził USG i stwierdził, że... tętno jest. Po paru minutach kobietę zbadała ponownie zaniepokojona pielęgniarka. Stwierdziła, że maleństwa nie wykazują oznak życia. Wtedy dopiero ktoś zawołał ordynatora. Doktor Waldemar U. przyszedł do ciężarnej, asystent jeszcze raz zbadał ją ultrasonografem. Wtedy już nie było wątpliwości - dzieci nie żyły.
- Dlaczego lekarze nie pomogli mojej żonie? Ktoś powinien za to odpowiedzieć - rozpacza ojciec dzieci Arkadiusz Szydłowski (30 l.).
Przeczytaj też: Bliźniaki z Włocławka nie żyją, bo lekarz nie zrobił USG!
Sprawę śmierci dzieci badają prokuratura i eksperci NFZ. Okazuje się, że ktoś mógł próbować zatuszować winę lekarzy. Z pamięci aparatów USG w szpitalu zniknęły bowiem wyniki badań z okresu, kiedy w szpitalu przebywała pani Ewa.
- Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o popełnionym przestępstwie - mówi Jan Raszeja, rzecznik kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ. Prokuratura ma nadzieję, że dane da się odzyskać. - Zrobimy wszystko, by do tego doprowadzić - obiecuje nam Wojciech Fabisiak z Prokuratury Okręgowej we Włocławku.