Komputer stał na podłodze, jego monitor na biurku. Gdy się popsuł, a dzieci nie mogły grać w swoje ulubione gry, rodzice zanieśli sprzęt do naprawy. Wrócił z luźną, nieprzykręconą obudową.
Tego feralnego dnia mały Oliwier biegał po pokoju, przy włączonym komputerze siedziała jego starsza siostra. Wpatrzona w monitor nie zdawała sobie sprawy z czyhającego pod biurkiem śmiertelnego niebezpieczeństwa. Iwona J. (44 l.), mama chłopca, wyszła do kuchni. - Do tragedii doszło po godzinie 16.30, podczas chwilowej nieobecności matki w pokoju - mówi st. sierżant Beata Budzyń z policji w Wałczu. Oliwier podbiegł do siostry. Chciał się przytulić do niej, jak robił to często, ale rączkami nieszczęśliwie dotknął obudowy komputera. We włączonym sprzęcie musiało dojść do przebicia. Dla małego, dwuletniego dziecka siła prądu była tak duża, że Oliwierem wstrząsnęło. Upadł na podłogę... - Najpierw chłopca reanimowała mama, potem sąsiadka. Wezwani na miejsce ratownicy przetransportowali dziecko śmigłowcem do szpitala w Koszalinie - opisuje st. sierżant Budzyń.
Niestety, starania lekarzy na nic się zdały. Oliwier zmarł. Śledczy z Wałcza badają teraz, czy doszło do nieszczęśliwego wypadku, czy też ktoś konkretnie zawinił. - Mam nadzieję, że śledztwo prokuratury odpowie mi na pytanie, dlaczego mój synek zginął... - mówi zrozpaczony Wiesław J.