Wioletta Kowalska miała dosyć poniżania i bicia. Spakowała swoje rzeczy i postanowiła odejść. Pech chciał, że jej mąż wcześniej wrócił z pracy. Stanął w drzwiach i z wściekłością spojrzał na walizki. - Szybciej cię zabije, niż pozwolę odejść! - wrzasnął.
Próbował udusić żonę
Przerażona żona wiedziała, że mężem nie ma żartów. Znała go przecież od 16. roku życia, kiedy urodziła mu pierwsze z czworga dzieci. Mimo to chwyciła za walizki. Ze spuszczoną głową próbowała przejść obok swojego kata.
To tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Wymierzył żonie policzek. Pani Wioletta upadła. Marek M. za nic miał łzy żony i błagania o litość. Jego palce zacisnęły się na drobnej szyi kobiety. Po kilku chwilach uszło z niej życie.
Nieudane samobójstwo
Dopiero wtedy Marek M. otrzeźwiał nieco z morderczego amoku. Patrzył na leżące na podłodze ciało, a w jego głowie zakiełkowała jedna myśl. - Teraz ja skończę ze sobą - postanowił. "Zabiłem ją z miłości, teraz sam umrę" - takiego SMS-a wysłał swojej matce i chwycił leżący w pokoju sznur. Poszedł do lasu. Szukał odpowiedniego miejsca, żeby się powiesić.
Zrobił pętlę i włożył w nią głowę. Jednak sznur urwał się pod jego ciężarem. Również druga próba się nie powiodła. Pod ciężarem żonobójcy urwała się tym razem zbyt krucha gałąź...
Policjanci przeczesywali już w tym czasie miasto i jego okolice w poszukiwaniu Marka M. Znaleźli go, kiedy ten gramolił się z paskiem w ręku na kolejne drzewo. Uratowany morderca przyznał się śledczym do uduszenia żony. Sąd już zadecydował o jego tymczasowym aresztowaniu. Grozi mu dożywocie.
- Szkoda, że się nie powiesił, dla niego karą może być tylko śmierć - mówi "Super Expressowi" Maria Chudek, matka Wioletty.