Zdzisław F. miał 46 lat, gdy włamał się do domu emerytowanych stomatologów. Był dla nich wyjątkowo okrutny. Dom był cały we krwi, ciała małżonków potwornie okaleczone, miały roztrzaskane głowy.
- Z domu zginęło ok. 100 monet z początku XX wieku, 300 zł, 400 niemieckich marek i 12 dolarów - mówi prokurator Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Zginął również Władysław L., przyjaciel domu, który opiekował się małżeństwem. On łatwo się nie poddał, walczył o życie, raniąc kata. To właśnie ślady krwi po latach naprowadziły na ślad mordercy.
W 1992 roku sprawę umorzono, jednak kryminalnym wciąż nie dawała ona spokoju. Policjanci z lubelskiego "Archiwum X" zajmujący się niewyjaśnionymi zabójstwami, korzystając ze zdobyczy najnowocześniejszej kryminalistyki zbadali krew zabójcy.
Gdy w środę nad ranem w Nowej Słupi (Lubuskie) zatrzymali go policjanci, udawał hardego. - Ugięły się pod nim nogi, gdy dowiedział się, że przyjechali po niego z Lublina - opowiada mł. insp. Janusz Wójtowicz z lubelskiej policji. Zdzisław F. nie przyznaje się do zabójstwa. Mówi, że nic nie pamięta.