Gubiński horror rozpoczął się w październikową niedzielę 2012 r. Hubert G. przyszedł wtedy na komisariat policji z zakrwawioną reklamówką w ręce.
- Zabiłem kobietę - stwierdził. Policjanci zajrzeli do torby. To, co w niej zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach. Z folii wystawała ludzka głowa. Jak się później okazało, należała ona do Elżbiety M. (51 l.), matki Tomasza M. (28 l.), najlepszego przyjaciela Huberta.
Przeczytaj: Morderca z Gubina odciął jej głowę nożem do tapet
Okazało się, że Hubert zabił panią Elżbietę, bo chciał się zemścić. Za przyjaciela, który przez nią trafił do więzienia. Tomasz M. maltretował matkę i ta w końcu złożyła obciążające go zeznania. W chorej głowie Huberta to katowana kobieta była wszystkiemu winna...
Dlatego w niedzielę złożył jej wizytę. Potem razem z kobietą poszedł na pobliski cmentarz. Pani Elżbieta dorabiała, porządkując nekropolię. Tym razem nie dotarła jednak na miejsce.
Hubert rzucił się na nią w zagajniku, obok ruin starego krematorium. Poderżnął jej gardło, ale to mu nie wystarczyło. Nożem do tapet ciął szyję kobiety. Skończył, kiedy w dłoniach trzymał odciętą głowę. Zastanowił się chwilę i ostrzem wyciął kobiecie na czole napis. "Ku...a" - wyrył krwawe przekleństwo.
Zobacz: Wrabiał krowę w morderstwo cioci
Wydawałoby się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie byłby zdolny do tak makabrycznej zbrodni. A jednak biegli psychiatrzy ocenili, że w momencie dokonywania zabójstwa Hubert G. był w pełni poczytalny.
Sąd w Zielonej Górze skazał właśnie zbrodniarza na dożywotnie więzienie.