Zbigniew K. zapłacił życiem za porywczy charakter swojego zabójcy. A wszystko zaczęło się od niewinnej kłótni na przejeździe kolejowym w Katlewie. Mężczyźni najpierw krzywo na siebie spojrzeli, potem zaczęli sobie ubliżać. Marcin S. jest łysym osiłkiem. Na jego widok inni najczęściej schodzą z drogi. I tym razem jego przeciwnik nie chciał się z nim bić. On jednak nie zamierzał ustąpić. Jednym potężnym kopnięciem w głowę powalił na ziemię Zbigniewa K. Cios był tak silny, że mężczyzna z impetem upadł na chodnik i uderzył głową w krawężnik. Z roztrzaskanej czaszki strumieniem bryznęła krew.
Przeczytaj też: Tragiczny wypadek w Rogoźnie. Debil zabił, bo jechał 170 km/h przez pasy
Zbigniew K. kilka dni umierał w szpitalu, zanim skonał w mękach. Tymczasem policjanci znaleźli Marcina S. pod Brodnicą. Uznali, że jest tak niebezpieczny, że do zatrzymania go wezwali antyterrorystów. Jakież było ich zdziwienie, gdy po kilku godzinach dowiedzieli się, że morderca może wyjść na wolność. To sąd zamiast aresztować go tymczasowo, pozwolił mu wykupić się od aresztu. Morderca wpłacił 10 tys. złotych kaucji i ma dozór policyjny.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail