Mordercę zdradziła plamka krwi

2009-12-09 8:50

To miała być zbrodnia doskonała. Robert K. (35 l.) zrobił wszystko, żeby jego odciski palców nie pozostały na miejscu morderstwa. Zabójca nie wiedział jednak, że na swetrze swojej ofiary zostawił ledwo widoczną gołym okiem plamkę własnej krwi.

Po jej zbadaniu genetycy nie mieli problemów z ustaleniem tożsamości mordercy. Na podstawie badań prokuratura oskarżyła Roberta K. o zabójstwo Włodzimierza Klajnerta (†49 l.).

Pan Włodzimierz mieszkał samotnie w Ksawerowie pod Łodzią.

- Często się widywaliśmy. Nie miał żadnych wrogów - mówi jego brat, Piotr (44 l.). Kiedy w domu Włodzimierza Klajnerta odkryto jego zwłoki, rodzina mężczyzny zachodziła w głowę, komu zależało, by tak brutalnie go zamordować. Na szyi zmarłego zaciśnięty był bowiem kabel elektryczny.

Śledztwo długo nie mogło ruszyć z miejsca. Zabójca wszystko starannie przygotował. Na miejscu zbrodni, jak mu się wtedy wydawało, nie zostawił żadnych śladów. Na szczęście oprawca Włodzimierza Klajnerta nie docenił moż-liwości specjalistów od badań genetycznych, którzy dokładnie sprawdzili odzież ofiary. Na golfie, w który był ubrany zamordowany, odkryli dwumilimetrową plamkę krwi. W trakcie skomplikowanych badań ustalili, że krew należała do zabójcy o bardzo rzadkim kodzie DNA, występującym u jednego człowieka na miliard osób. Okazało się, że Robert K. popełnił jeszcze jeden błąd. Po zabójstwie zabrał panu Włodzimierzowi dwa stare telefony komórkowe. Do jednego z nich przełożył kartę SIM ze swoim numerem. Policjanci wpadli na jego trop, gdy zalogował się do sieci. Mimo tych mocnych dowodów, Robert K. nie przyznaje się do winy. - Nie potrafię wytłumaczyć, skąd na golfie zabitego znalazła się moja krew - tłumaczył podczas przesłuchania.

Na to pytanie będzie teraz musiał odpowiedzieć sąd. Robertowi K. grozi dożywocie.

- Ten okrutny zabójca musi ponieść zasłużoną karę - mówi Piotr Klajnert, brat ofiary.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki