Po jej zbadaniu genetycy nie mieli problemów z ustaleniem tożsamości mordercy. Na podstawie badań prokuratura oskarżyła Roberta K. o zabójstwo Włodzimierza Klajnerta (†49 l.).
Pan Włodzimierz mieszkał samotnie w Ksawerowie pod Łodzią.
- Często się widywaliśmy. Nie miał żadnych wrogów - mówi jego brat, Piotr (44 l.). Kiedy w domu Włodzimierza Klajnerta odkryto jego zwłoki, rodzina mężczyzny zachodziła w głowę, komu zależało, by tak brutalnie go zamordować. Na szyi zmarłego zaciśnięty był bowiem kabel elektryczny.
Śledztwo długo nie mogło ruszyć z miejsca. Zabójca wszystko starannie przygotował. Na miejscu zbrodni, jak mu się wtedy wydawało, nie zostawił żadnych śladów. Na szczęście oprawca Włodzimierza Klajnerta nie docenił moż-liwości specjalistów od badań genetycznych, którzy dokładnie sprawdzili odzież ofiary. Na golfie, w który był ubrany zamordowany, odkryli dwumilimetrową plamkę krwi. W trakcie skomplikowanych badań ustalili, że krew należała do zabójcy o bardzo rzadkim kodzie DNA, występującym u jednego człowieka na miliard osób. Okazało się, że Robert K. popełnił jeszcze jeden błąd. Po zabójstwie zabrał panu Włodzimierzowi dwa stare telefony komórkowe. Do jednego z nich przełożył kartę SIM ze swoim numerem. Policjanci wpadli na jego trop, gdy zalogował się do sieci. Mimo tych mocnych dowodów, Robert K. nie przyznaje się do winy. - Nie potrafię wytłumaczyć, skąd na golfie zabitego znalazła się moja krew - tłumaczył podczas przesłuchania.
Na to pytanie będzie teraz musiał odpowiedzieć sąd. Robertowi K. grozi dożywocie.
- Ten okrutny zabójca musi ponieść zasłużoną karę - mówi Piotr Klajnert, brat ofiary.