- Sekcja zwłok, którą przeprowadzili biegli, wykazała, że każdy z chłopców urodził się żywy. Zleciliśmy jeszcze dodatkowe badania. Ostateczne wyniki będą znane za kilkanaście dni - powiedział wczoraj prokurator Jerzy Waryszak, szef pionu śledczego Prokuratury Okręgowej w Elblągu, która przejęła śledztwo w sprawie potrójnego morderstwa, którego dopuściła się Lucyna D.
Kolejne ekspertyzy mają pokazać szczegółowy mechanizm śmierci dzieci. Jednak już teraz "Super Express" dotarł do nieoficjalnych informacji, według których jest prawie pewne, że zarówno chłopczyk zamordowany cztery lata temu, trzy lata temu, jak i ten najmłodszy, zamrożony zaledwie przed tygodniem, żyli jeszcze, kiedy matka wkładała ich do kuchennej lodówki. Policjanci w domu Zimnej Lucyny w trzech szufladach zamrażarki znaleźli ciała trzech noworodków. Jeden z nich, prawdopodobnie zabity jako pierwszy, zawinięty był nie tylko w folię, ale i w obrus. Mimo zamrożenia jego ciało już się rozkładało. To zapewne efekt wielokrotnego otwierania lodówki, w której przecież cała rodzina z Lubawy trzymała jedzenie. Codziennie sięgali do niej po wędlinę, mleko czy mięso na kotlety. Aż trudno uwierzyć, że nikt nie otwierał szuflad zamrażarki z ciałami dzieci.
Śmierć trzech chłopców wyszła na jaw dokładnie tydzień temu. Jedna z koleżanek powiadomiła policję, że Lucyna D. mogła sprzedać swoje dziecko. Wszyscy widzieli, że była w ciąży, a nikt nie widział noworodka. Kobieta przyznała się do zabicia trójki synów, których ciała schowała w kuchennej lodówce, bo, jak twierdziła, nie mogła się z nimi rozstać.