Niebezpiecznie zaczęło się robić już wtedy, gdy obaj panowie, dyskutując podczas obrad, zaczęli używać dość zaskakujących argumentów. Sosnowski miał posądzić Harłacza o to, że swoje dziecko sprzedał na organy. Harłacz za to zaczął Sosnowskiemu radzić, by w końcu pokazał policji miejsce, w którym zakopał swoją zaginioną 19 lat temu i do tej pory nieodnalezioną żonę. Słowa obu zszokowały pozostałych radnych.
Przewodniczący rady natychmiast ogłosił przerwę. Ale to nie uspokoiło mężczyzn. Gdy wyszli z sali, rozpoczęła się regularna bijatyka.
- To Harłacz zaczął. Kopnął mnie w twarz, a potem zaserwował cios ręką. Padłem jak długi na podłogę. Poczułem, że z ust i nosa leci mi krew. Straciłem przytomność - mówi radny Sosnowski, który po starciu został przewieziony do szpitala z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu, złamaniem szczęki i uszkodzeniem kręgosłupa.
- To nie ja zacząłem, Sosnowski mnie zaatakował, ja tylko się broniłem i stosowałem uniki - odpiera zarzuty rywala radny Harłacz, który z opresji wyszedł bez szwanku. Bójkę przerwała dopiero policja.
- Obaj radni byli trzeźwi. Ani jednego, ani drugiego nie mogliśmy zatrzymać, bo nie złożyli zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa - wyjaśnia Krzysztof Wołkowski (45 l.), zastępca komendanta policji w Białogardzie. Ale po nocy spędzonej w szpitalu radny Sosnowski zmienił zdanie. Zdecydował, że poskarży się policji. W końcu jest bardziej poszkodowany.