Nocne, krwawe eskapady aptekarki Zdzisławy P. były przez lata doskonale znane myśliwym z Koła Łowieckiego Darz Bór w Sieniawie. Nikt jednak nie śmiał na nią donieść, bo była żoną ówczesnego komendanta miejscowej policji. Dopiero 27 stycznia 2013 r. łowczy koła przyłapał ją nocą w lesie z dwoma innymi myśliwymi. - Jechali gruntową drogą bez świateł. Pierwsza z auta wyszła ta pani. Powiedziała, że polowała na jelenie. A od kiedy to się nocą strzela do jeleni, kiedy jest zakaz? - opisywał łowczy. W samochodzie myśliwych były dwa załadowane sztucery, co też jest zabronione. Mieli też nielegalne naboje loftki, czyli tzw. wilczy śrut mający większy rozrzut, dzięki któremu łatwiej trafić w cel. W skrytce ukryli halogen zakładany na lufę broni. Oślepia on zwierzę, które nieruchomieje i można strzelić do niego z kilkunastu kroków. W bagażniku był przykryty kocem odstrzelony dzik.
Nad sprawą pochylił się prokurator, jednak żaden sąd nie chciał rozstrzygać w kwestii szalonych eskapad żony ówczesnego komendanta policji. Sprawa kilka razy zmieniała wokandę. W końcu proces odbył się w Sądzie Rejonowym w Jarosławiu, gdzie "Krwawa Dzidka" została potraktowana nadzwyczaj łagodnie.
Sąd stwierdził, że owszem, Zdzisława P. miała nielegalną amunicję, ale zwierzę nie zginęło od zakazanych loftek. Uznał za to, że dopuściła się morderstwa prośnej lochy. - Zważając na dotychczasową nienaganną postawę oskarżonej, warunkowo umorzył postępowanie karne na dwa lata. Na ten okres oddał ją pod dozór kuratora - tłumaczy Małgorzata Reizer, rzecznik Sądu Okręgowego w Przemyślu. Co więcej, "Krwawa Dzidka" została zwolniona z kosztów sądowych! Jedyną więc niedogodnością, jaką odczuła, było wyrzucenie z Koła Łowieckiego Darz Bór.
Zobacz: Spowiedź dziewczyny gwałconej przez ojczyma: "Chciał mieć ze mną dziecko"