Możemy być bezpieczni energetycznie

2009-01-12 3:00

Piotr Naimski, były wiceminister gospodarki, mówi o polskich zasobach gazu, a były premier Leszek Miller polemizuje z tekstem Jerzego Buzka

"Super Express": - Polityka energetyczna naszego kraju niebezpiecznie często polega wyłącznie na trzymaniu kciuków za szybkie rozwiązanie sporów pomiędzy Rosją i krajami znajdującymi się na trasie tranzytu ropy i gazu. A przecież surowce te znajdują się również pod naszymi nogami...

Piotr Naimski: - Owszem, w Polsce jest dużo surowców, szczególnie gazu ziemnego. Ale jego pokłady są rozproszone, co bardzo utrudnia eksploatację. Nie ma jednego takiego złoża, w które można by wbić rurę i przez dłuższy czas patrzeć, jak płynie nią gaz. Niektórym się wydaje, że w Polsce moglibyśmy wydobywać dwukrotnie czy nawet pięciokrotnie więcej gazu. Nie jest to nierealne. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo systematycznie dokumentuje polskie złoża i przygotowuje je do eksploatacji; w każdym roku przybywa ich mniej więcej taka ilość, jaką rocznie się w naszym kraju wydobywa i używa - czyli około czterech i pół miliarda metrów sześciennych.

- Na ile to zaspokaja potrzeby kraju?

- Na około 30 proc.

- Byliśmy potęgą w wydobyciu węgla. Cały czas mamy jego ogromne pokłady. Z tego surowca można pozyskiwać gaz...

- Tylko że technologie pozwalające to robić są niekonkurencyjne cenowo wobec bezpośredniego wydobycia gazu lub energii uzyskanej z produktów ropopochodnych. Dlatego nigdzie nie stosuje się ich na masową skalę. Jeżeli relacje cenowe się zmienią - tak, aby były racjonalne w zastosowaniu - na pewno Polska będzie z nich korzystać.

- Czego zatem potrzebuje Polska, aby jej mieszkańcy nie musieli się obawiać, że kiedyś przyjdzie im zacząć dzień od filiżanki zimnej herbaty?

- Potrzebna jest praca na trzech strategicznych kierunkach zróżnicowania dostaw używanego w Polsce gazu ziemnego. Pierwsza sprawa to budowa gazoportu w Świnoujściu i połączenie gazociągiem z Danią i Morzem Północnym - z tego kierunku pokrywalibyśmy 1/3 naszych potrzeb...

- 1/3 z Polski, 1/3 ze Skandynawii, 1/3 z Rosji...

- I wówczas będziemy się czuć bezpiecznie.

- A drugi i trzeci kierunek strategicznych działań?

- Drugi to umiejętne wykorzystywanie węgla. Obecnie jest on po prostu spalany, co jest nieefektywne i prowadzi do dużej emisji dwutlenku węgla - i zanieczyszczeń. To należy poprawić poprzez inwestycje w sektorze energetycznym. Trzeci kierunek to rozwój energetyki jądrowej, co jest oczywiście procesem wieloletnim.

- Wróćmy do gazu. Jak pan tłumaczy sprzeczne działania rządów premiera Buzka - w którym był pan doradcą ds. energetycznych - i premiera Millera?

- Sprawa jest jasna: rząd Leszka Millera doprowadził do zaniechania realizacji kontraktu na dostawy gazu norweskiego do Polski w 2001 roku. Jest to odpowiedzialność, która na nim ciąży i której nie uniknie.

- Premier Miller, któremu daliśmy (poniżej) możliwość polemiki z tekstem Jerzego Buzka napisał, że gdy przejmował ster rządów, żadne umowy ze stroną norweską nie były jeszcze podpisane - jego rząd nie mógł zerwać czegoś, czego nie było, a Norwegowie: "(...) sami wycofali się z parafowanej we wrześniu 2001 roku umowy"...

- Były podpisane trzy umowy: średnioterminowa na dostawy duńskiego gazu do 2012 roku, długoterminowa na dostawy norweskiego gazu począwszy od roku 2008 oraz porozumienie ws. budowy gazociągu przez Norwegów. Wszystkie trzy umowy były podpisane i zatwierdzone przez radę nadzorczą PGNiG i przez walne zgromadzenie akcjonariuszy tej spółki. Są na to dokumenty notarialne. W związku z tym twierdzenie premiera Millera, że nie było żadnych umów, jest kłamstwem.

- Który gaz był tańszy?

- Ceny za gaz norweski i rosyjski były porównywalne.

- W 1900 roku po niebie latały tylko ptaki, a po stu latach ludzie z łatwością wznoszą się wysoko ponad nie. Rozwój techniczny cechuje się ogromną dynamiką. Mało komu starcza wyobraźni, co wynajdzie człowiek do 2100 roku. Może niedługo w ogóle zapomnimy o ropie, gazie i węglu?

- Wiele alternatywnych technologii jest już opracowanych. Ale - tak samo jak to jest ze zgazowywaniem węgla - są one droższe. Kiedyś na pewno po nie sięgniemy. Pozostaje tylko pytanie - kiedy konkretnie?

Piotr Naimski

W latach 2005-2007 wiceminister gospodarki, działacz opozycji w okresie PRL, publicysta.

Polska nie musi płacić za moje błędy

Dzięki uprzejmości redakcji "Super Expressu" mogę wyjaśnić, że wbrew temu, co powiedział Jerzy Buzek w piątkowym wydaniu gazety, Polska nic nie straciła na braku dostaw gazu z Norwegii. Mogła natomiast stracić, gdyby kontrakt na dostawy gazu wszedł w życie, ale na szczęście Norwegowie sami wycofali się z parafowanej we wrześniu 2001 r. umowy.

Kontrakt norweski nie był umową międzyrządową. Mój rząd nie mógł zatem zerwać czegoś, czego nie było. To, co się kryje pod umową na dostawy norweskiego gazu, to porozumienie między konsorcjum norweskim a polską firmą wydobywczą. Największym problemem była ilość i cena gazu, który polska firma miała kupić. Norwegowie chcieli, aby Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo SA importowało minimum 8 mld metrów sześciennych, co było warunkiem opłacalności całego przedsięwzięcia. Dla Polski, razem z dostawami rosyjskimi i krajowymi, było to zdecydowanie za dużo, tym bardziej że cena gazu miała być wyższa o 30 procent od gazu rosyjskiego, a za niewykorzystany gaz i tak trzeba byłoby zapłacić. Stanęło na zakupach wynoszących 5 mld metrów sześciennych, a Norwegowie zobowiązali się, że znajdą odbiorców na pozostałe 3 miliardy. Firmy norweskie wiązały nadzieje ze Szwedami, ale okazało się, że Skandynawowie wolą tańszy gaz rosyjski i po dwu latach poszukiwań Norwegowie poinformowali, że nie są w stanie wywiązać się z podjętego zobowiązania. Projekt upadł z powodu jego niewykonalności.

To, że pomysł jest niewykonalny, od początku było jasne dla władz polskiej spółki. Zarząd PGNiG uważał, że w sytuacji nadmiaru zakontraktowanego gazu rosyjskiego zatwierdzenie kontraktu norweskiego przez Walne Zgromadzenie Wspólników i Radę Nadzorczą może nastąpić dopiero po weryfikacji wielkości dostaw z Rosji. Rada Nadzorcza PGNiG poszła jeszcze dalej i na posiedzeniu 17 września 2001 r. odrzuciła projekt uchwały aprobującej podpisanie umowy norweskiej i rekomendowanie jej Walnemu Zgromadzeniu.

Rada Nadzorcza zwracała też uwagę, że zakupy gazu norweskiego przy nadwyż-kach gazu z Rosji oznaczałyby ograniczenie własnego wydobycia. Premier Buzek poważnie rozpatrywał taki wariant, co byłoby wyrokiem śmierci na polskie firmy gazownicze. Polski gaz jest najtańszy i najłatwiej go dostarczyć. W okresie mojego rządu zwiększaliśmy stopniowo krajowe wydobycie, planując wprowadzenie PGNiG na giełdę, aby uzyskane stąd środki inwestować w rodzimy przemysł wydobywczy. Kiedy tak się stało, wielu polityków prawicy, w tym Kazimierz Marcinkiewicz, zapowiadało nacjonalizację PGNiG.

Możliwość prawdziwej, a nie wirtualnej dywersyfikacji pojawiła się dopiero po renegocjacji umowy z Rosją. Próby urealnienia przeszacowanego kontraktu zawartego jeszcze przez rząd Hanny Suchockiej podejmował rząd Jerzego Buzka, ale na próżno. Dopiero długie rokowania prowadzone przez wicepremiera Marka Pola z rządem rosyjskim przyniosły efekty. W ich wyniku dostosowano dostawy do rzeczywistych potrzeb, zmniejszając ilość zakontraktowanego paliwa o 27 proc. i oszczędzając tym samym w kasie państwa około 5 mld dolarów. Zapewniono, że Polska nie będzie miała niedoboru gazu oraz że nie grozi nam jego nadmiar, za który musielibyśmy zapłacić. Zwiększono także liczbę punktów odbioru na granicy wschodniej.

Od początku było jasne, że porozumienie polskiej i norweskich firm parafowane w obecności premierów tuż przed wyborami parlamentarnymi miało jedynie propagandowy charakter obliczony na efekt wyborczy. Liczni obserwatorzy i eksperci wskazywali na absurdalność całego przedsięwzięcia. Waldemar Kuczyński, były minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i główny doradca ekonomiczny Jerzego Buzka, pisał w "Polityce", że "wariant norweski jest najgorszy z możliwych, a przede wszystkim nierealny. Najbardziej wątpiącymi w jego wykonalność byli sami Norwegowie".

Bajki o kontrakcie norweskim pojawiają się zazwyczaj zimą każdego roku i głosi je nie tylko premier Buzek. Korzystam z okazji, aby jeszcze raz wyjaśnić, że mój rząd nie zrywał żadnego kontraktu. Gdyby tak było, to Norwegowie zażądaliby odszkodowania, a czy ktoś słyszał o tego rodzaju norweskich roszczeniach?

Parafowanie kontraktu norweskiego w 2001 r. na krótko przed wyborami parlamentarnymi w Polsce nie poprawiło szans wyborczych AWS, ale sprawa dostaw gazu dalej używana jest do walki politycznej. I jest to jedyna użytkowa wartość tej umowy.

Leszek Miller

Premier w latach 2001-2004

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki