- Na szczęście ustrzelił tylko lampę - opowiada przerażona Krystyna Święszkowska (59 l.), sąsiadka prezesa z Kosewa koło Mrągowa. W tej małej wsi właśnie Władysław D. wybudował sobie okazałą willę. Odgrodził się od wszystkich płotem, delektował się ciszą i powietrzem. I biada tym, którzy jego spokój naruszyli. Przekonała się o tym pani Krystyna.
>>> Żebrowski po raz drugi ojcem
- Mieliśmy gości. Dochodziła godz. 21. Sąsiad kazał nam iść spać - wspomina kobieta. - Kiedy goście życzyli mu dobrej nocy, schował się w swojej willi - relacjonuje.
Po chwili jednak prezes pojawił się ponownie. Z wielką wiatrówką w rękach! Przyłożył ją do oka i zaczął strzelać. - Strzelił trzy razy - mówi sąsiadka. - Mógł nas pozabijać - dodaje.
Władysław D. przyznał się śledczym do winy. Policja zleciła ekspertyzę, która określi, jak wielkie zagrożenie dla życia i zdrowia mógł spowodować krewki prezes. Grozi mu do trzech lat więzienia.