Najgorsze jest to, że kobieta zdaniem policji powinna wrócić do oprawcy i czekać, aż znowu zacznie się awanturować. Wtedy stróże prawa będą mogli się nim zająć.
Pani Ewa przez ponad 20 lat związana była z Edwardem B. (59 l.). Z tego związku urodziła się Małgosia. Dziecko przyszło na świat w piątym miesiącu ciąży. Od razu trafiło do inkubatora, ale lekarzom nie udało się przywrócić jej pełnej sprawności. Stwierdzili u dziewczynki dziecięce porażenie mózgowe.
Patrz też: Łódź: Wiozłem mordercę Alicji M. spod dyskoteki Heaven
Dziś córka pani Ewy nie chodzi, nie widzi, nie mówi. Przez 24 godziny na dobę musi być pod opieką swojej mamy. Nie może też być narażana na negatywne emocje. A tych w domu jej rodziców było ostatnio aż nadto. - Mój konkubent bez przerwy urządzał mi karczemne awantury - opowiada Ewa Kornacka. - Nie było dnia spokoju.
Oboje razem z córką mieszkali w trzypokojowym mieszkaniu. Pani Ewa po kolejnej awanturze postanowiła wynieść się ze wspólnej sypialni i zamieszkała w oddzielnym pomieszczeniu. Ale i to nie pomogło. Kłótnie tylko się nasiliły.
- Od tych krzyków Małgosia dostała ataków padaczki - załamuje ręce jej mama. - Musiałyśmy uciekać, bo dłużej tam byśmy nie wytrzymały.
Przeczytaj koniecznie: Katastrofa samolotu w Łodzi: Kupił sobie śmierć (ZDJĘCIA!)
Zabrały najpotrzebniejsze rzeczy i zamieszkały w starej rozpadającej się altance na działce. - Nie wiem, co będzie dalej - mówi pani Ewa. - Tamto mieszkanie zapisane jest na mnie. Ale nie mogę tam wrócić, bo znów trafiłybyśmy do piekła. Dowiadywałam się, co trzeba zrobić, żeby wyrzucić stamtąd mojego konkubenta. Usłyszałam, że muszę najpierw wrócić do domu, a jak się będzie awanturował, zgłosić to na policję. Po drugiej takiej interwencji będzie podstawa, żeby go usunąć. Wynika z tego, że dwa razy może mnie zabić, żebyśmy mogły z Małgosią żyć w spokoju, jak normalni ludzie.
Edward B. za konkubiną nie tęskni, a winą za całą sytuację obarcza właśnie ją. - To ona się awanturowała - mówi.