- Po takim meczu trudno o najmniejsze oznaki radości i optymizmu - mówi Kasperczak. - Chyba nikt nigdy nie cieszył się z porażki. Zabrakło nam w tym meczu odrobiny szczęścia. Takiej kropki nad "i". Mieliśmy okazję do pokonania ich bramkarza, ale nic nie wchodziło. Remis byłby sprawiedliwy.
- Wielu myślało, że pańskie przyjście do Górnika odmieni grę drużyny, która zacznie wygrywać.
- Mówiłem, że nie mam czarodziejskiej różdżki. Trzeba spokojnie pracować i czekać na efekty. Oczywiście, że po spotkaniu z Wisłą sam liczyłem, że teraz zespół się odbije i pójdzie za ciosem. Być może, gdyby nie kontuzje Tomka Zahorskiego, Tomka Hajty i Jurka Brzęczka - które odnieśli przed tygodniem - lepiej zaprezentowalibyśmy się w Gdańsku. Całość przygotowań do tego meczu była lekko zachwiana.
- Przed wami bardzo ciężki mecz z ŁKS-em...
- Powiedzmy sobie wprost. Walczymy o utrzymanie w ekstraklasie i każde spotkanie jest ważne. Wiem jedno. Daj Boże, by omijały nas kontuzje, to i dla nas zaświeci słońce. Musimy zacząć strzelać bramki i w końcu wygramy. Wierzę, że to będzie ten moment, że z zespołu zejdzie to ciśnienie i piłkarze się przełamią. Ten kryzys trzeba przetrzymać i liczę, że jego koniec przyjdzie już z najbliższym meczem.
- Po meczu w Gdańsku wszyscy są zdrowi?
- Lekkie urazy mają Brzęczek i Piotrek Madejski. Ale to raczej nic groźnego. W poniedziałek rano, zaraz po powrocie z Gdańska, mieliśmy już trening. Chłopcy musieli się rozruszać. Teraz myślimy już tylko o sobotnim meczu.