- Niektórzy pomyślą, że jestem wyrodną matką, że takie ogłoszenie można wywiesić, mając szczeniaki do oddania. Mam jednak nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy mnie zrozumieją - mówi Monika Wysocka, mama dziewięciomiesięcznego Oliwiera.
- Uznałam, że to jedyny sposób, by mój synek miał co jeść, miał ubrania, pieluchy. Żyłby w innej rodzinie, a ja mogłabym go odwiedzać. Gdyby już podrósł, a ja znalazłabym pracę, mogłabym go wziąć, dziękując jakiejś rodzinie za ogromną pomoc - dodaje. Monika Wysocka mieszka w przedwojennej kamienicy, w dwóch pokojach z siostrą, matką i jej mężem. Rodzina jest w ciągłym konflikcie. Monika chciała się wyrwać z tej matni.
Ze swoim chłopakiem, Ernestem W., wyjechała do Warszawy, licząc na lepsze życie. - Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Pracowałam na umowę-zlecenie, ale jak brzucha nie dało się ukryć, firma mnie zwolniła. U Ernesta z pracą też bywało różnie. Ostatecznie więc wróciliśmy do Słupska - opowiada pani Monika.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Jeszcze możesz wcisnąć dziecko do przedszkola
Kiedy urodził się Oliwier, ojciec chłopczyka przestał dbać o rodzinę. - Przepijał wszystkie zarobione pieniądze. A do tego podniósł na mnie rękę. Zostawiłam drania i wystąpiłam o alimenty - wspomina. Pani Monika wróciła do matki.
- Muszę dokładać się do wszystkich opłat, a ojciec Oliwiera przestał płacić alimenty w marcu. Od tego czasu nie mam ani grosza. Pożyczyłam już 300 zł od znajomych, żeby cokolwiek dać na mieszkanie - mówi pani Monika.
- A Oliwier nie ma pieluch, ubranek, a najgorsze, że nie ma co jeść - opisuje. Elżbieta Jacniacka, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Słupsku, przyznaje, że zna sytuację pani Moniki.
- To dobra matka, jestem przekonana, że kocha synka, że chce dla niego jak najlepiej. Sądziliśmy, że poradzi sobie do czasu, gdy to Fundusz Alimentacyjny zacznie jej wypłacać alimenty. Ale pierwsze pieniądze pani Monika powinna dostać pod koniec czerwca. Damy jej 500 zł, by przeżyła z Oliwierem maj - obiecuje dyrektorka.