Muszę znaleźć siły, by pochować syna

2008-02-17 23:59

Nigdy nie myślałam, że będę musiała pochować własne dziecko - ze ściśniętym gardłem mówi Otylia Haładus (70 l.) z Myszkowa. Jej syn Jarosław (42 l.) był jednym z czterech członków załogi samolotu CASA, który rozbił się pod Mirosławcem. Dziś jego i jego tragicznie zmarłych kolegów oficjalnie pożegnają wojskowi dowódcy. Dwa dni później odbędzie się pogrzeb pilota.

- Nigdy się nie pogodzę z tym, że nie mam już syna - wyznaje załamana matka.

Pogrzeb w Krakowie

Na dzisiaj zaplanowano w Świdwinie oficjalne uroczystości pożegnalne 20 lotników, którzy zginęli w katastrofie samolotu CASA. Otylia Haładus nie miała sił, by wziąć w nich udział. Pojechał jedynie jej mąż.

Swojego Jarka pożegna w połowie tygodnia w Krakowie. Pani Otylia chciała początkowo, by syna pochowano w rodzinnym Myszkowie. Ostatecznie jednak smutna uroczystość odbędzie się właśnie w stolicy Małopolski. To właśnie z Krakowem był bowiem przez ostatnie 19 lat związany Jarosław Haładus.

- Mają chować ich w trzech - tłumaczy ze smutkiem pani Otylia. - Czwarty członek załogi ma mieć pogrzeb pod Lublinem, skąd pochodził - dodaje i zamyślona spogląda na wiszący w przedpokoju kalendarz ze zdjęciem CASY. Takiej, jaką latał jej syn...

Zostały tylko modele

Pani Otylia przyznaje, że latanie było pasją życia jej syna. - Już jako dziecko marzył o tym, by szybować w przestworzach. Robił to w myślach, trzymając w dłoni własnoręcznie sklejone modele samolotów. Teraz one mi po nim zostały - pełnymi łez oczami matka zerka do zniesionego ze strychu pudła z kilkoma modelami.

Jarosław był pierwszym lotnikiem w rodzinie. Jego matka chciała, by skończył politechnikę i został budowlańcem. Razem z mężem przekonywała Jarka, by zrezygnował z latania. Jakby przeczuwała coś złego. On jednak nie chciał słuchać rodziców. W tajemnicy przed nimi wycofał papiery z Politechniki Częstochowskiej i złożył je do Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Przyznał się rodzicom dopiero wtedy, gdy został przyjęty.

Usłyszała w radiu

- Cieszyłam się, jak widziałam go szczęśliwego, jak przeżywał każdy lot. Zupełnie jak dziecko -Ęuśmiecha się smutno pani Otylia.

O wypadku pod Mirosławcem usłyszała w radiu. Natychmiast dopadły ją złe przeczucia. Z kalendarza podarowanego przez syna na trzy dni przed śmiercią wzięła numer telefonu do bazy w Krakowie. Gdy usłyszała głos po drugiej stronie, zamarła...

- Ten kalendarz stał się posłańcem strasznej nowiny - wzdycha

Krystyna Morawiec (57 l.), ciotka lotnika. - Jaki to był dobry, wrażliwy człowiek - kręci głową z niedowierzaniem kobieta.

Teraz stara się podnosić na duchu swoją siostrę. Nie jest to łatwe. Pani Otylia wie, że syn już nigdy nie stanie uśmiechnięty w progu, nie weźmie akordeonu i nie zagra swoich ulubionych melodii...

Najlepszy specJalista

Major Jarosław Haładus był technikiem pokładowym. Służył w 13. Eskadrze Lotnictwa Transportowego w Krakowie. Był uważany za jednego z najlepszych w Polsce specjalistów od rozwiązań konstrukcyjnych samolotów. Zostawił żonę i 16-letnią córkę Kingę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki