Papiloty na stole w kuchni - udaję, że nie widzę. Staniczki na krzesłach - nic się nie stało. Pouczające monologi do północy - słucham i udaję, że rozumiem. Szwagier geniusz, myślę sobie. Pewnego dnia mamusia rzuciła: Na pewno macie mnie już dosyć. Ale ja za mądry już byłem, żeby na taką prowokację się nabrać. Wygarnę prawdę, to teściowa trzaśnie drzwiami, a żona się obrazi - kalkulowałem. - Skłamię, to do świąt będę papiloty na stole znajdować - wytężałem umysł. Więc udałem, że nie słyszę. Po godzinie sam zacząłem mówić do mojej ślubnej (ale tak, żeby teściowa słyszała), jak to dobrze, że do nas mamusia przyjechała i że nikt takiej ogórkowej nie robi.
Co mi dało to całe myślenie? Teściowa już zapowiedziała, że zostanie do Wielkiejnocy, "żeby zięciusiowi zupkę ugotować". No i między mną a szwagrem już nie jest tak jak dawniej.