Uwielbiał ryby, więc każdą wolną chwilę spędzał nad wodą. - Zazwyczaj był tam do nocy, ale tym razem postanowił do domu wrócić szybciej niż zwykle - opowiadają najbliżsi pana Pawła. Mężczyzna wsiadł na rower i ruszył drogą biegnącą przy lesie. I tam też odnaleziono go leżącego obok roweru.
Pierwsze podejrzenia były takie, że mężczyzna został potrącony przez samochód. Jednak medycy, którzy w karetce walczyli o jego życie, odkryli, że mężczyzna zginął od postrzału w głowę. Niezwłocznie zawiadomili policję.
Śledczy szybko powiązali fakty. Oto bowiem, gdy Paweł P. wracał z ryb, w pobliskim lesie trwało polowanie. Ustalono, że pocisk, który zabił wędkarza, został wystrzelony z broni Jakuba S. (21 l.) z Budzynia pod Chodzieżą (woj. wielkopolskie). - To młody, ale doświadczony myśliwy. Pochodzi z rodziny o łowieckich tradycjach. Nie po raz pierwszy trzymał w rękach broń - mówi łowczy koła łowieckiego Cyranka z Wągrowca, do którego należy Jakub S.
Do tragedii doszło, gdy myśliwy strzelił do sarny. Pocisk przeszył dziką zwierzynę na wylot, potem prawdopodobnie odbił się rykoszetem od drzewa, przeleciał kilkaset metrów i ugodził Pawła S. - Broń, z której oddano strzał, ma zasięg nawet 7-8 kilometrów - tłumaczy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, i zaraz dodaje, że nad sprawą pochylają się teraz najlepsi balistycy w kraju.
Myśliwy usłyszał już zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Jest załamany tak okrutnym zbiegiem okoliczności. - Być może już nigdy nie weźmie broni do ręki - mówią jego koledzy z koła łowieckiego.
Zobacz: NIE ŻYJE 31-letni górnik! Silny wstrząs w kopalni w Lubinie