Zdarza się. Jeden z nas nie mógł być na stanowisku, więc go zastąpiłem. Wtedy zadzwonił ten telefon - mówi Jakub Skalmierski. - Dzwonił mężczyzna, opowiadał, że dziecko nie oddycha. Zadławiło się. Zacząłem udzielać wskazówek, co należy zrobić – dodaje strażak.
Strażak spokojnym tonem i niezwykle rzeczowo tłumaczył dzwoniącemu, jak należy trzymać dziecinę i co zrobić, by znowu zaczęło oddychać. Ten zaś mężczyzna przekazywał instrukcje spanikowanej matce dwumiesięcznego berbecia. - Głos miałem spokojny, jednak były we mnie wielkie emocje. Po prostu starałem się ich nie pokazywać. Także dzwoniący był bardzo opanowany i to bardzo pomogło – mówi strażak.
Po kilku minutach mł. asp. Jakub Skalmierski mógł odetchnąć z ulgą – dziecko znowu zaczęło oddychać. Słychać było w słuchawce jego płacz. - Cieszę się, że akcja się udała i dziecko żyję, ale nie dokonałem niczego wielkiego, przecież wszyscy jesteśmy szkoleni do takich interwencji – mówi skromnie mysłowicki strażak.
Zobacz: Komorowski sobie nie radzi. Suflerka PODPOWIADA prezydentowi co ma robić! Teraz przytulmy panią