Efekt? Nie może latać aż dziesięć maszyn. Po wojsku krąży szokująca informacja: wszystkiemu winne są myszy, które poprzegryzały kable.
Myszy zaatakowały bazę wojskową w podpoznańskich Krzesinach (woj. wielkopolskie). W ciepłych hangarach szukają schronienia przed mrozem. Wojskowa baza to dla nich raj. Żołnierze o tym wiedzieli i chałupniczymi metodami próbowali sobie z problemem poradzić. Niestety, gryzonie pokonały ich. Ale "Super Express" znalazł dla pilotów z Krzesin wybawienie: to kot Mruczuś.
Jest biały w czarne łaty i wiecznie głodny. Na wredną mysz zawsze ma ochotę. A w dodatku wcale nie jest wymagający.
Wystarczy mu trochę karmy i miska ciepłego mleka, a czasami podrapanie za uchem i już będzie dla swoich nowych właścicieli łapał mysz za myszą.
Dlatego postanowiliśmy podarować go bazie wojskowej w Krzesinach. Mruczuś to roczny kocur, który żadną myszą nie pogardzi. W swojej okolicy od zawsze uchodził za... mistrza w łapaniu gryzoni. Już jako mały kotek był ich postrachem. Mruczuś nie jest kłopotliwym zwierzęciem, w dzień nie będzie pilotom zawracał głowy, a w nocy niezauważony będzie sumiennie polował.
I choć zdaniem pułkownika Wiesława Grzegorzewskiego myszy w Krzesinach to tylko plotki, a Jastrzębie nie mogą latać z innych powodów, kot - myśliwy na pewno tam się przyda.