- Boję się o siebie i swoje dzieci - mówi kobieta, tuląc do piersi synów Oskara (2 l.) i Damiana (11 l.). - Cały czas razem z sąsiadami dzwonimy do straży pożarnej, ale oni też nic nie mogą poradzić. Czekają tyko na moment, aby nas ewakuować - relacjonuje roztrzęsiona kobieta.
Przeczytaj koniecznie: Roztopy sparaliżowały stolicę
Jedynym sensownym rozwiązaniem w tej sytuacji jest czekanie z nadzieją, że woda sama opadnie. - Może przyjdzie mróz i wtedy woda opadnie - modli się 30-latka o ochłodzenie.