- Bardzo szkoda, to było spotkanie, które powinno się wygrać - mówił po porażce kapitan biało-czerwonych Piotr Gruszka.
Trener Raul Lozano chcąc nie chcąc wziął Hiszpanów z zaskoczenia i oparł skład na zmiennikach i "strażakach" zastępujących nieobecne gwiazdy. Kiedy rywale - też zresztą prowadzeni przez Argentyńczyka - zobaczyli w pierwszej szóstce na przyjęciu Dawida Murka i Krzysztofa Gierczyńskiego (ostatni raz grał w kadrze w 1997 r.), a w ataku Gruszkę, musieli zgłupieć. W pierwszym secie było to widać aż nadto, ale później słabości składu wyszły na wierzch.
Tylko na starcie meczu prowadziliśmy wyraźnie, Murek rzadko się mylił, Daniel Pliński rządził pod siatką, a "Gierek" rzucał się po najtrudniejsze piłki.
Potem było gorzej. Lozano nie bał się wprowadzić na końcówkę trzeciego seta 19-latka Bartosza Kurka, a ten dawał sobie dobrze radę jako zmiennik mniej skutecznego Gruszki. Jednak nie wszystko umiał wziąć na siebie. Po jego kilku błędach zamiast w cuglach wygrać w czterech setach, musieliśmy walczyć w tie-breaku. Lozano przypomniał sobie o Gruszce dopiero w krytycznym momencie piątego seta. O wiele za późno. - Sam byłem zdziwiony, że tak długo grałem - przyznał Bartek.
W tie-breaku prowadziliśmy 8:5, by przegrać do 11. - Za wcześnie uwierzyliśmy, że już mamy zwycięstwo w kieszeni - podsumował Kurek.
Nie pomógł nawet niezawodny Krzysztof Ignaczak, fenomenalnie odbijający niemożliwe piłki. "Igła" potrafił nawet z całym impetem rozbić bandę reklamową, szukając szansy na odbiór, ale wszystko na nic.
Dzisiaj gramy z Włochami, którzy w pierwszym meczu przejechali się po Holendrach. Porażka praktycznie oznacza pożegnanie z turniejem.
- Czy to mecz o wszystko? Każdy na tych zawodach taki jest - mówi Kurek. - Wcale nie uważam, żebyśmy z Hiszpanami zagrali fatalnie. Jeśli uda się zagrać podobnie przeciwko Włochom, będzie w porządku - dodaje dziwnie spokojny Pliński.