Bo jeżeli pączki dobrze wpływają na seks (spójrzcie proszę str. 10), to znowu zaryzykuję. Podobno wystarczą dwa, żeby czuć już miłe pobudzenie. Rok temu zjadłem dwadzieścia dwa i nic. Więc dziś chyba zaryzykuję więcej, byleby tylko sprawdzić, czy lepsze są niż... te, no... inne specyfiki. O skutkach zamelduję. Skromnie.
Jak znam życie, to pierwsze pączusie zapakuję w siebie w robocie. Do śniadania, II śniadania i w przerwie obiadowej sześć do ośmiu na pewno. Potem zawsze u mamusi w ten dzień jestem. A ona pyszne z różą właśnie robi, więc ilościowo będzie jak w fabryce. Pod wieczór przyjdzie teściowa, bo ona z mamusią na pączki konkuruje (tyle że robi z adwokatem i konfiturą śliwkową)... Chciał, nie chciał, kilka muszę... Ale nie będziemy się z teściową rozsiadać. Po, jak piszą, pobudzony być mogę, więc zastosuję się do porady "SE" i kalorie spalę w tym... no, w seksie, no wiecie z kim... nie z teściową przecież... Czego i wam życzę.