Kiedy pod koniec ub. roku policjanci zatrzymali pijanego Marcina J. jadącego starym volkswagenem passatem, od razu wiedzieli, że mają do czynienia z wyjątkowym nerwusem. Obrzucił ich wyzwiskami, groził też pobiciem. Kiedy stracił prawo jazdy i samochód, postanowił się zemścić. W nocy włamał się na strzeżony parking z zatrzymanymi przez policję pojazdami. Na karoserię swojego auta wylał benzynę. Po chwili strzeliły płomienie i stary volkswagen doszczętnie spłonął. - Dobrze, że jeszcze nie spaliśmy, inaczej doszłoby do wielkiej tragedii - mówi Stanisław Szczepaniuk (60 l.), właściciel parkingu, na którym tej nocy stało kilkadziesiąt aut.
Nad ranem pies tropiący dopadł pijanego i cuchnącego benzyną podpalacza. Zapisy z monitoringu potwierdziły, że to on. Bezmyślny Marcin J. o mały włos sam nie zginął. Na nagraniu wyraźnie widać, że on też zaczął już płonąć. Na pewno ochłonie w celi. Grozi mu 5 lat więzienia.