Bil, bo tak można się do niego zwracać, przebojem wdarł się do polskiego show-bizensu. Mongolski korespondent z naszych salonów dla programu Szymona Majewskiego (43 l.) raz po raz wprawia w zakłopotanie polskie gwiazdy. A to nakłania Karola Strasburgera do opowiedzenia dowcipu, a to wyznaje miłość Dodzie, Sylwii Gliwie daje do potrzymania mikrofon. Jest nieco bezczelny, ale te "jaja" uchodzą mu płazem. Gwiazdy coraz chętniej stają przed jego kamerą, traktując występ u Bila jako dowód swojej popularności.
Tylko nam Bilguun opowiedział swoją "prawdziwą" historię.
- Moja babcia grała w "Potopie" i dużo opowiadała o Polsce, a ja potem przyjechałem tu na wymianę. Taki pan z wąsami, który tutaj kręcił kołem, pojechał za mnie do Mongolii. To była wymiana reporterska, on jest teraz znany w Mongolii. Na początku chciałem do TVP, ale tam mi powiedzieli, że nadaję się tylko do Majewskiego. Poszedłem na casting, no i się dostałem - zdradza.
Jak każdy chłopak w młodości był sportowcem i brał udział w legendarnych mongolskich wyścigach konnych.
- Jest to bardzo długi wyścig i bardzo męczący, brałem w nim udział przez kilka lat - opowiada Bil. - Na szczęście koń przeżył, nawet dobrze - wyjaśnia.
Reporter pokochał nasz kraj z wielu powodów, ale najbardziej ukrzekł go: - No... system irygacyjny. I dodaje: - Wszyscy są mili dla mnie.