Autobus ruszył z Warszawy planowo, podróż przebiegała bez zakłóceń aż do Wólki Kosowskiej. Kierowca zatrzymał się na czerwonym świetle, ale po dłuższej chwili wszyscy pasażerowie zorientowali, że coś jest nie tak. Okazało się, że sygnalizacja jest popsuta i nie zmienia się światło do jazdy prosto.
Inni kierowcy szybko dostosowali się do sytuacji i obserwowali jak zmieniają się inne światła na skrzyżowaniu. Ale kierowca Polskiego Busa postanowił kurczowo trzymać się przepisów. - Paliło się czerwone światło, więc zaparł się i stwierdził, że nigdzie się nie ruszy. Pasażerowie byli wściekli - donosi gazeta.pl
Pasażerowie stawali na głowie, żeby przekonać upartego kierowcę. Ale wszelkie argumenty na nic się zdały. Nie chciał powiadomić służb drogowych, policji ani dyspozytora firmy. Powtarzał tylko, że nigdzie się nie ruszy, dopóki światło nie zmieni się na zielone.
Zobacz też: Szalony kierowca przewoził na dachu ładunek większy niż jego samochód!
- Stwierdził, że pasażerowie mogą zrobić to sami, jeśli chcą, a on będzie stał, bo nie weźmie na siebie odpowiedzialności złamania przepisów - napisał w e-mailu do gazety.pl jeden z pasażerów.
Kierowcę-formalistę przekonali dopiero stróże prawa. Wściekli pasażerowie wezwali policjantów, którzy kazali mu zjechać do zatoczki. Choć początkowo tłumaczył, że nie może, bo ma czerwone światło, w końcu uległ. Funkcjonariusze wylegitymowali mężczyznę i autokar ruszył dalej.
Polecamy: To on zabił Patryka i uciekł?! SZCZEGÓŁY tragedii pod Warszawą