Teraz fuchą Grasia u niemieckiego przedsiębiorcy zainteresował się urząd skarbowy i pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją.
- Po ukazaniu się artykułu prasowego natychmiast zwróciłam się o wyjaśnienia dotyczące opisanej sytuacji. Na początku przyszłego tygodnia będę miała przekazane pełne dane w tej sprawie - mówi "Super Expressowi" Julia Pitera (56 l.), pełnomocnik rządu do spraw walki z korupcją.
W czwartek ujawniliśmy, że Paweł Graś, rzecznik polskiego rządu, najbliższy współpracownik premiera i jeden z najbardziej wpływowych polskich polityków, od 13 lat zasuwa na etacie dozorcy u niemieckiego biznesmena Paula Roglera. Graś przyznał, że w zamian za możliwość mieszkania w zabytkowej willi w Zabierzowie pod Krakowem (na zasadzie umowy o świadczeniu wzajemnym) opiekuje się nieruchomością.
Sprzątanie, mycie okien i przycinanie trawy oraz drzewek (dom znajduje się w otoczeniu półhektarowego ogrodu) to naprawdę niezła fucha. Okazuje się bowiem, że na wolnym rynku Graś musiałby zapłacić za wynajem pałacyku około 5 tys. złotych miesięcznie. Jak słusznie zauważył na swoim blogu Ludwik Dorn (55 l.), rzecznik rządu oszczędza w ten sposób kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie.
Fakt ten powinien wpisać do rejestru korzyści majątkowych. Nie zrobił tego. To jednak nie koniec kłopotów ministra. Według posłów lewicy, a przede wszystkim doradców podatkowych, udostępnianie domu do zamieszkania powinno być traktowane jako przychód i podlega opodatkowaniu PIT. Niestety, minister nie chciał nam powiedzieć, czy płaci podatek. Potwierdzenia tego faktu nie uzyskaliśmy też w krakowskiej Izbie Skarbowej.
- Informacje te objęte są tajemnicą skarbową - poinformowała nas komisarz Beata Sarna. Zapowiedziała jednocześnie, że skarbówka zweryfikuje zeznanie podatkowe ministra Grasia.