Rodzina policjanta Marka Cekały (33 l.), zastrzelonego przez znanego warszawskiego gangstera Andrzeja Tyburskiego (36 l.), ps. Tybur, nie może pogodzić się z jego śmiercią. Tymczasem morderca, jeden z najbardziej poszukiwanych w Polsce przestępców, od lat ukrywający się przed policją, niedawno o włos uniknął przypadkowej wpadki na Żoliborzu.
Młodego policjanta z mazurskich Mikołajek, sierż. sztab. Marka Cekałę (33 l.), "Tybur" zastrzelił latem 2002 r., gdy uciekał z pubu Okoń, gdzie chwilę wcześniej razem ze swoimi trzema kompanami oddał 11 strzałów do Jacka K. ps. Klepak, bossa gangu wołomińskiego. Widząc biegnącego Tyburskiego z bronią w ręku, policjant ruszył za nim w pościg. Wtedy gangster bez mrugnięcia okiem zaczął do niego strzelać.
- Jego śmierć była największą tragedią w moim życiu - ze łzami w oczach mówi mł. asp. Andrzej Cekała (40 l.), brat zastrzelonego policjanta. - Byliśmy ze sobą silnie związani. Zwłaszcza że ja też jestem policjantem, podobnie zresztą jak nasz ojciec Jan (65 l.). Oczywiście, podejmując tę pracę, liczyliśmy się z ryzykiem. Słyszeliśmy o zabitych policjantach, ale człowiek zawsze myśli, że to jego nie dotyczy - tłumaczy Cekała.
Dziś myśli, że jego brat miał po prostu pecha. Był w złym czasie w nieodpowiednim miejscu. Przecież odbywał wtedy tylko rutynowy patrol w turystycznych Mikołajkach i zareagował tak, jak zareagowałby każdy policjant na jego miejscu. Gdy umierał w parku w Mikołajkach, nie wiedział nawet, kto do niego strzelał.
- Żałuję, że brat nikogo po sobie nie zostawił. Przed śmiercią miał dziewczynę, planowali małżeństwo, niestety, nie zdążyli... Gdyby miał syna albo córkę, jakoś byłoby nam lżej pogodzić się z jego odejściem, a tak zostały nam tylko zdjęcia i wspomnienia - dodaje, patrząc na fotografię brata.
Od dnia, gdy zginął Marek Cekała, minęło sześć lat. Trzech kompanów "Tybura" siedzi już dawno za kratami. Tylko on jeden ciągle umyka policji.
Policjanci ścigający "Tybura" jeszcze do niedawna byli przekonani, że ukrywa się on na Ukrainie, Białorusi lub w Hiszpanii. Tymczasem właśnie pojawił się na... Żoliborzu. W ręce policyjnego patrolu wpadł srebrny volkswagen passat, kierowany przez Tomasza P. (30 l.), bliskiego przyjaciela "Tybura". Tomasz P. prócz 15 kg amfetaminy wiózł samochodem tajemniczego mężczyznę. Podczas zatrzymania i pościgu udało mu się uciec. Policjanci są pewni, że był to właśnie Andrzej Tyburski. "Tybur" jest ścigany już od 1999 r., gdy razem z dwoma kompanami brał udział w mafijnej egzekucji w restauracji Gama na Woli.
Od kul zabójców zginęło wówczas pięciu gangsterów, w tym dwóch bossów gangu wołomińskiego, Ludwik A. ps. Lutek i Marian K. ps. Maniek. Cztery lata później doszło do słynnej strzelaniny w pubie Okoń w Mikołajkach, gdzie "Tybur" zastrzelił syna "Mańka", Jacka K. Uciekając z miejsca zbrodni, gangster zabił właśnie Marka Cekałę.