Pod koniec listopada rzecznik rosyjskiego MSZ Aleksandr Łukaszewicz zapewniał, że władze zrobiły wszystko, aby wyczyścić serwery internetowe z drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej: - Kompetentne organy podjęły energiczne działania, aby zdjąć te fotografie z internetu i masowych środków informacji - tłumaczył. I co...?
Jeden bloger udowodnił właśnie, że rosyjskim władzom, albo brakuje kompetencji, albo nie zrobiły nic, żeby publikację zdjęć zmasakrowanych ciał Polaków zablokować! Gorożanin iz Barnauła - czyli Anton Sizych - dokładnie tydzień po konferencji w Moskwie opublikował nowe równie drastyczne zdjęcia ze Smoleńska. Co więcej, tym razem wszystko wskazuje na to, że mogą to być zdjęcia pochodzące z rosyjskiego MAK!
W internecie oczywiście rozgorzała burza
Informacja o nowych zdjęciach ze Smoleńska rozeszła się w internecie blisko tydzień po ich publikacji - dopiero na początku grudnia. To oznacza, że przez tydzień rosyjskie służby nie zrobiły zupełnie nic, żeby publikację zablokować!
Właśnie ten fakt budzi największe zdziwienie i oburzenie internautów. Jedni twierdzą, że takich publikacji po prostu zablokować się nie da. Zdjęcia natychmiast zostały skopiowane i nawet gdyby ktoś próbował je usunąć z rosyjskich serwerów i tak pojawiły by się w dziesiątkach innych miejsc. Nie brakuje jednak głosów, że taka opieszałość może nie być przypadkowa. Padają też bardziej kategoryczne stwierdzenia i oskarżenia pod adresem rosyjskich specsłużb, które miałyby specjalnie dopuścić do kolejnej prowokacji.
W całej tej sytuacji dziwne jest również zachowanie samego Antona Sizycha. Bloger z jednej strony opublikował kolejne fotografia, z drugiej nie odniósł się ani do "polskiego wątku z trotylem", ani do głośnej plotki o jego aresztowaniu i zniknięciu.