Najbardziej upodobał sobie polonezy. Jego miłość do samochodów zaczęła się w szkole, w której kształcił się na mechanika. Wyniósł z niej wszystko, co było potrzebne zarówno do naprawiania aut, jak i okradania. Samochody kradł po mistrzowsku. Wystarczyło sprawne odklejenie uszczelki tylnej części szyby, wejście do środka, zwolnienie biegu, potem szybki zapłon i odjazd. W ten sposób jego łupem stało się około 100 polonezów.
Zobacz: Grabarz ukradł windę i pojechał na Mazury
Ale Najmrodzki specjalizował się nie tylko w kradzieży tych aut. Jego konikiem były też nocne wejścia do peweksów na tzw. plakat i rabowanie luksusowych towarów. Metoda polegała na wybiciu szybu i zaklejeniu otworu plakatem, tak by nikt nic nie zauważył.
Po serii spektakularnych kradzieży i włamań działalnością Najmrodzkiego zaczęła się interesować milicja. Kiedy pewnego dnia złodziej mknął kradzionym polonezem, w pościg za nim ruszyła drogówka. Dopadli go, został aresztowany i przewieziony do komisariatu w Pałacu Mostowskich w Warszawie. Jednak w areszcie będąc sam na sam z oficerem, król złodziei obezwładnił go, przebrał się w jego mundur i... zwyczajnie wyszedł za bramę!
Mógł znów cieszyć się wolnością i szarżowaniem kradzionymi polonezami. I właśnie podczas jednej z takich szarż znów wpadł. Tym razem sytuacja była inna, bo w ucieczce przed drogówką złodziej uderzył w drzewo i stracił przytomność. Milicja teoretycznie mogła mówić wreszcie o sukcesie. Gdy mistrz ucieczek doszedł do siebie, odbyła się jego rozprawa w sądzie. Został skazany na 12 lat więzienia. Karę odbywał w areszcie w Gliwicach, ale i tam zaczął szybko rozmyślać o ucieczce. Podczas jednego ze spacerów wykopał 1,5-metrową dziurę w ziemi i tunelem zwiał na wolność.
Przeczytaj też: Cmentarne hieny ukradły wieńce i kwiaty
I tak 29 razy z rzędu! Przy trzydziestym zatrzymaniu Najmrodzkiego nastąpił przełom. Tym razem milicja zadbała o wszelkie zabezpieczenia. Podczas rozprawy na sali sądowej w 1983 r. pilnowało go kilkudziesięciu milicjantów. Za wszystkie włamania, kradzieże i ucieczki złodziej został skazany na 20 lat więzienia.
Tym razem nie udało mu się uciec. W celi odsiedział jedynie 11 lat, co zawdzięcza Lechowi Wałęsie, który go ułaskawił. Decyzję głowy państwa tłumaczono skuteczną resocjalizacją więźnia i tym, że nie był on groźnym przestępcą, a swoje już i tak odsiedział.
Na wolność wyszedł w 1994 r. i zaczął nowe życie bez kradzieży i włamań. Chciał założyć własny biznes. Ale plany przerwał mu wypadek samochodowy w 1995 r. Jego BMW wpadło w poślizg. Jak się później okazało, samochód był kradziony, a tablice rejestracyjne podrobione. Podobnie było z dowodem osobistym...