Pomylił się po raz drugi. Po raz pierwszy, gdy postanowił obrabować z gotówki piekarnię, co raczej nieczęsto zdarza się w bandyckim świecie. Po raz drugi, gdy walnął gaśnicą sprzedawczynię, a tak zaczęła się bronić, w efekcie czego trochę dostało się i bandycie. Kobiecie udało się uciec. „Wzywała pomocy. Napastnik wybiegł za nią, lecz wsiadł do samochodu i odjechał. Markę, kolor i numery rejestracyjne jego auta zapamiętał świadek zdarzenia. Te szczegółowe dane pozwoliły dotrzeć mundurowym do miejsca zamieszkania kierowcy. Niestety, okazało się, że nie przebywał on tam już od dłuższego czasu” - zakomunikowała (6 marca) pszczyńska policja.
Patrol pojechał więc do szpitala, bo napastnik miał rozbitą głowę i lekarze musieli go opatrzyć. Niestety, zdążył wyjść ze szpitala przed wizytą policjantów. Ci porozmawiali z pobitą ekspedientką i personelem szpitala (bandyta też w nim został opatrzony) i ustalono aktualny adres poszukiwanego. Szybko znalazł się w kajdankach. Raczej już uświadomił sobie, że bicie kobiety gaśnicą, nie mówiąc już o skokach na piekarnie, to był zły pomysł. Tym bardziej, że za jedno i drugie może odpokutować w więzieniu nawet i 12 lat.