Nie ma to jak skosztować przed śniadankiem soczystego owocu polskich sadów. Kandydat lewicy w prowadzonej kampanii sięgał już do wrażliwości muzycznej fanów hiphopu, a dzięki dwóm blondbliźniaczkom, które okrzyknięto „Aniołkami Napieralskiego” chciał zyskać uznanie w oczach młodego elektoratu, a zwłaszcza jego męskiej części.
Teraz przyszła kolej błysnąć w oczach wyborców gestem pełnym szczerej troski o ich zdrowie. Grzegorz Napieralski udał się więc do krakowskiej dzielnicy Nowa Huta gdzie w dawnej Hucie im. T. Sendzimira wręczał robotnikom jabłka „na dobry początek dnia”.
300 sztuk owoców, zapakowanych w papierowe torebki z hasłem „Grzegorz Napieralski prezydentem” rozeszły się jak świeże bułeczki. Robotnicy, którzy o 5.30 szli do pracy i ci, którzy schodzili z nocnej zmiany chętnie przyjmowali podarunki, ale nie wszyscy. Niektórzy nie chcieli wziąć jabłka, bo nie zamierzają głosować w wyborach na lidera SLD.
Czołowy polityk lewicy przy okazji ucinał sobie krótkie pogawędki ze swoimi wyborcami. Wspomniał, że zaledwie dzień wcześniej był w Tychach. Pojawił się pod fabryką, bo zaniepokoiły go doniesienia, że przez przeniesienie produkcji jednego z samochodów pracownicy zakładu stracą źródło utrzymania.