Godz. 10.30. Plac Trzech Krzyży w Warszawie. Poseł Atamańczuk razem ze swoim znajomym wchodzi do restauracji "Batida". W tym samym czasie na sali sejmowej odbywa się posiedzenie. Praca wre w najlepsze, posłowie zadają pytania w sprawach bieżących. Jednak zamiast w sejmowych ławach poseł woli posilać się w knajpie i umilać sobie czas rozmową ze znajomym. Wraca do Sejmu dopiero po kilkudziesięciu minutach. Chcieliśmy zapytać Atamańczuka o wypad do restauracji, ale nie odbierał telefonu. W gmachu przy ul. Wiejskiej jego zasługi są mizerne. Od czerwca 2009 r., kiedy został posłem, zdążył zgłosić ledwie 5 interpelacji i mieć jedno zapytanie. Wygłosił też jedną wypowiedź: "Ślubuję. Tak mi dopomóż Bóg". Było to podczas jego zaprzysiężenia 24 czerwca. Nie głosował na czterech posiedzeniach Sejmu (z 9, na których powinien być).
Jego przygoda z Sejmem zapewne nie potrwa jednak długo. W czwartek rozpoczął się proces Atamańczuka. Poseł jest oskarżony o posiadanie narkotyków, jazdę pod ich wpływem oraz próbę przekupienia interweniujących policjantów. Grozi mu do 10 lat więzienia. Wpadł rok temu, gdy w swoim samochodzie palił marihuanę razem z Michałem Łuczakiem, ówczesnym przewodniczącym sejmiku województwa zachodniopomorskiego. Podczas rozprawy narkoposeł przyznał, że w dniu, gdy został zatrzymany, wypalił siedem skrętów.