- To jest dla mnie ogromna ulga. Cieszę się z sukcesu i z tego, że nasi podwładni zostali uniewinnieni - mówił w chwilę po ogłoszeniu wyroku, jeden z oskarżonych, chor. Andrzej Osiecki. I nie ma się co dziwić, bowiem prokuratura oskarżała ich o zabójstwo, spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także o atak na niebroniony obiekt cywilny. Domagała się przy tym surowych kar.
Początkowo za zarzucane czyny groziły im nawet dożywocia! Ostatecznie śledczy zażądali degradacji oraz 12 lat więzienia dla dowódcy grupy kpt. Olgierda C. i chor. Andrzeja Osieckiego, 10 lat dla ppor. Łukasza Bywalca oraz plut. Tomasza Borysiewicza, po 8 lat więzienia Jacka Janika i Roberta Boksy, a dla st. szer. Damiana Ligockiego kary 5 lat więzienia.
Przeczytaj koniecznie: Jarosław Kaczyński kupił misie córeczkom Marty na Dzień Dziecka ZDJĘCIA
Sąd odrzucił jednak twierdzenia prokuratorów i orzekł, że brakuje dowodów na to, by w Nangar Khel doszło do zbrodni wojennej. Zwrócił też uwagę, że materiały przygotowane przez śledczych były nieprecyzyjne. Sąd nie otrzymał m.in. dokumentacji dotyczącej miejsca prowadzenia ostrzału ani akt sądowo-lekarskich ofiar.
Ponadto wydając wyrok, sędzia wziął też pod uwagę możliwość użycia przez żołnierzy wadliwej amunicji. Jak bowiem argumentował, nie ma dowodu na to, że wojskowi specjalnie namierzali wioskę, by w nią strzelać.
Prokuratura wojskowa nie zamierza jednak składać broni. W specjalnie wydanym oświadczeniu poinformowała wczoraj, że zgromadzony materiał dowodowy przeciwko komandosom w jej ocenie był bez zarzutu i wskazywał na ich winę. Zapowiedziała też, że po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku zadecyduje o odwołaniu.
Do tragedii w wiosce Nangar Khel doszło 16 sierpnia 2007. W wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerzy polskich komandosów zginęło wtedy ośmioro cywilów.