O tej wstrząsającej sprawie piszemy od początku tygodnia. W czwartek, 9 czerwca, pod dom Oli na rowerze podjechał Piotr B. Namówił ją na wspólną przejażdżkę. Twierdził, że w pobliskim zagajniku na dziewczynkę czeka jego młodsza siostra. Gdy tam dotarli, z dobrego kolegi zamienił się w bestię. Zrzucił ją z roweru, zaczął bić i kopać. Kiedy leżała na ziemi, potłukł butelkę i rozorał jej twarz. Dusił sznurkiem, głową uderzał o kamień. Potem jeszcze kilka razy przejechał po niej rowerem. Przestał się znęcać dopiero wtedy, kiedy Ola zaczęła udawać martwą. Jej oprawca spokojnie odszedł, a ona resztkami sił dotarła do domu i opowiedziała o tym koszmarze swoim bliskim.
Dziewczynka została przetransportowana śmigłowcem do szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Trafiła na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Tam lekarze, by nie czuła bólu, wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej. Dziś czuje się już lepiej. Przeniesiono ją z OIOM-u na oddział neurochirurgii. - Lekarze chcą jeszcze wykonać dodatkowe badania - mówi jej mama Marlena Bartłomiejczyk (34 l.).
Piotr B. podczas przesłuchania w Sądzie Rodzinnym w Sieradzu nie przyznał się do winy. Sędziowie mu nie uwierzyli i umieścili go w schronisku dla nieletnich.
Jego brutalnością zszokowany jest Czesław Michalczyk, biegły psycholog sądowy, który niejedno już w życiu widział i słyszał. - To był cały ciąg bardzo sadystycznych zachowań, on chciał zadawać cierpienie i ból - mówi. - Myślę, że dopiero dokładne badania psychologiczne wyjaśnią, dlaczego to zrobił. On wkraczał w wiek dorosłości, pojawiał się bunt przeciwko rodzicom, autorytetom. Być może miał kłopot z odnalezieniem się, słabo kontrolował swoje emocje - dodaje.
Zobacz: Dramat w Sokołowie pod Sieradzem: Nie wypuszczajcie go, bo zabije moją Olę!