Nasz Gienio zabił się pod domem

2009-04-15 4:00

Miłość do motorów zabiła Eugeniusza Rybickiego (35 l.) ze wsi Krasowo Częstki (woj. podlaskie). Przed północą wracał od kolegi swoim nowym ryczącym potworem. Spieszył się. Dociskał gaz ile można, bo rano miał być chrzestnym bratanka. Jednak na zakręcie nie zapanował nad potężną maszyną. Wyleciał z drogi i roztrzaskał się o przydrożne drzewo.

Motocykle były prawdziwą pasją Eugeniusza Rybickiego. W ubiegłym roku kupił wymarzony motor Yamaha, którym mógł pędzić nawet 300 km/h! Choć był doświadczonym motocyklistą, to przecenił swoje umiejętności.

Wieczorem wracał od kolegi. Pędził, chciał być jak najwcześniej w domu, bo w lany poniedziałek rano miał trzymać do chrztu dziecko swojego brata. Nagle na łuku szosy stracił panowanie nad potężną, ryczącą maszyną. Jak pocisk wyleciał z drogi, a jego motor z olbrzymią siłą wbił się w przydrożne drzewo. - Położyłam się spać, zanim wrócił - opowiada zrozpaczona żona ofiary wypadku, Teresa (36 l.). - Wstałam rano, a jego nie było, więc pojechałam go szukać.

Kobieta znalazła ciało męża 2 kilometry od domu! Na pomoc było za późno. Mężczyzna osierocił trzech synów: Darka (16 l.), Roberta (17 l.) oraz wymagającego szczególnej troski niewidomego Karolka (12 l.).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki