Kompletnie pijany Krzysztof P. (45 l.) na przedmieściach Szczytna (woj. warmińsko-mazurskie) stracił panowanie nad samochodem i z impetem uderzył w uliczną latarnię, która runęła wprost na idącą chodnikiem Weronikę. Dziewczynka zginęła na miejscu.
- Niech gnije za to w więzieniu - rozpacza Benedykt Płoski (71 l.), ojciec pirata.
Kiedyś Krzysztof P. był dumą rodziny. Skończył prawo, potem Wyższą Szkołę Policji. Był oficerem w komendzie w Sieradzu. Jednak skusiły go łatwe pieniądze. Przez machlojki przy handlu samochodami wyleciał z policji bez prawa do emerytury. Zaczął pić, rzuciła go żona. Wrócił więc do Szczytna.
- Syn nie miał pracy, a ciągle pił. Chowaliśmy przed nim wszystko, bo nas okradał, żeby mieć na wódkę - mówi ze łzami w oczach Krystyna Płoska (70 l.), matka mordercy.
Rodzice nieraz wyrzucali z domu wyrodnego syna, ale potem przyjmowali go z powrotem, kiedy ten wracał pobity, wychudzony i spał na wycieraczce przed ich domem. Pół roku temu Krzysztof P. stracił prawo jazdy za kierowanie po pijanemu.
- Zabrałem mu kluczyki i schowałem, ale mi je ukradł i tego strasznego dnia zabrał samochód - wyznaje łamiącym się głosem Benedykt Płoski.
Pani Krystyna chwilę potem usłyszała huk i krzyki. Wiedziała, że zdarzyło się coś strasznego. - Pobiegłam przed dom. Ta biedna dziewczynka konała pod latarnią. Ludzie chcieli zlinczować Krzyśka. Policja go uratowała - opowiada roztrzęsiona kobieta.
Rodzice Krzysztofa P. wstydzą się pokazać sąsiadom na oczy. Błagają tylko o jedno - żeby rodzice Weroniki kiedyś im wybaczyli za syna zabójcę.