- Błagałem lekarza, zrób pan coś, on odchodzi - wspomina zapłakany Jan Małek (69 l.), teść Ryszarda. - Ale on tylko mnie ofuknął.
Minęła trzecia nad ranem, gdy jego zięć źle się poczuł. Był blady, z trudem oddychał i mówił.
- Bolało go w piersiach i między łopatkami, narzekał na ból w kręgosłupie - wspomina teść Blachy. - Zadzwoniliśmy po pomoc - dodaje.
Ratownicy nawet nie wzięli chorego na nosze. Kazali mu zejść do karetki, którą przewieziono go do janowskiego szpitala. Na miejscu pan Ryszard dostał kroplówkę. Potem lekarz dyżurny kazał mu wracać do domu. Kiedy Jan Małek spojrzał na zięcia, wiedział, że to nie jest dobry pomysł. - Widziałem, jak cierpi i gaśnie - wspomina. Kiedy chory poprosił o dodatkowe badania, lekarz zabronił mu się wtrącać. Dał mu skierowanie do pulmonologa na godzinę 11 rano.
Zobacz: Paulinę i Martynę ZABIŁY SPALINY! Tragedia na Andrzejkach w Biebrzy na Podlasiu
Pan Ryszard wrócił do domu o 8 rano. A godzinę później jechał z powrotem do szpitala.
- Marniał coraz bardziej. Bałam się, że stanie się tragedia - wspomina Marianna Małek (63 l.), teściowa zmarłego. Niestety miała rację. Kilka minut przed godziną 11, czekając pod drzwiami gabinetu pulmonologa, Ryszard Blacha osunął się martwy na ziemię. Dopiero wtedy zlecieli się lekarze i pielęgniarki. Było jak w serialach...
- Dlaczego w nocy was nie było?! - krzyczał w bezsilnej złości Jan Małek. O 11.45 stwierdzono zgon. Ryszard Blacha osierocił troje dzieci.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail