Nasz tatuś to morderca

2009-05-08 4:00

Maleńka Marysia (3 l.) i jej braciszek Pawełek (5 l.) wtulając się w matczyne ramię, ciągle dopytują, kiedy będą mogli zobaczyć tatusia. Choć te dwa szkraby wiedzą, że ich ojciec zabił wujka, nie zdają sobie sprawy, że może czekać go za to kara dożywotniego więzienia. - Jak on nam mógł to zrobić? - załamuje ręce mama maluchów i żona mordercy, Krystyna (34 l.).

- Co my teraz zrobimy? - pyta zrozpaczona kobieta. - Jak dalej będziemy żyć? Wszyscy wiedzą, że jesteśmy rodziną mordercy - ból rozdziera serce żony Roberta T. (35 l.).

Pani Krystyna, jej mąż Robert i dzieci mieszkali w jednej z kamienic w centrum Łodzi. Kilka budynków dalej swoje mieszkanie miał Dariusz T. (38 l.), brat Roberta. Niemal każde ich spotkanie kończyło się wielką awanturą.

- Kłócili się o wszystko - opowiada pani Krystyna. - Wystarczyło, że któryś z nich krzywo się spojrzał i awantura była gotowa. Nikt jednak nie spodziewał się, że dojdzie do najgorszego... - kobieta chowa zapłakaną twarz w dłoniach.

Do tragedii doszło, gdy bracia po raz kolejny się spotkali. Wystarczyło kilka minut, by ściany kamienicy aż zatrzęsły się od krzyków zdenerwowanych mężczyzn. Tym razem poszło im o wojsko. A raczej o to, że Dariusz w armii był, a Robert odpuścił sobie służbę.

- Wiesz co, Robercik, każdy facet, który nie był w wojsku, to słabiak - podburzał brata Dariusz T.

A to podziałało na Roberta T. jak płachta na byka. Dariusz nie zdążył wypowiedzieć kolejnego zdania, gdy brat rzucił się na niego z pięściami. Uderzył raz, potem drugi. Gdy starszy z braci padł na ziemię, zaczął go kopać po całym ciele. Darek błagał o litość, ale do wściekłego Roberta nic już nie docierało. Wpadł w dziki szał, bił na oślep, gdzie tylko popadło. Dopiero gdy Dariusz T. stracił przytomność, jego kat opamiętał się i zadzwonił po pogotowie. Wymyślił bajeczkę, że brat został pobity na ulicy i w takim stanie trafił do niego do domu. Obrażenia były tak poważne, że lekarzom nie udało się ocalić mężczyźnie życia. Wtedy do akcji wkroczyli łódzcy policjanci. Szybko ustalili, że to Robert T. zabił swojego brata. Mężczyzna trafił już do aresztu, za zamordowanie brata grozi mu dożywocie.

- On utrzymywał całą naszą rodzinę - rozpacza Krystyna T. - Ja zajmowałam się dziećmi. Z czego my teraz będziemy żyć? Z czego? - pyta wstrząśnięta kobieta. - Ja choruję na astmę, nikt mnie przecież do pracy nie weźmie. Zresztą nawet gdybym miała pracę, nie miałby kto opiekować się maluchami - mówi przez łzy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki