Byłam bardzo dumna z polskich władz, bo potrafiły usiąść przy jednym stole i wspólnie negocjować. Mówiąc to, zastanawiam się, w jakiej chorej - bo to chyba najlepsze słowo dla opisu tego stanu rzeczy - politycznej rzeczywistości żyjemy, skoro przychodzi nam chwalić coś, co powinno być normalnością. Oby ta normalność zagościła na stałe... lub choćby na dłużej. Do tej pory permanentna wojna na górze doprowadziła do tego, że nie bardzo było wiadomo, jakie stanowisko ma prezydent, a jakie premier - choć oboje zapewniali, że jest ono najlepsze dla nas, Polaków. Przypomnijmy sobie poprzedni szczyt z tym nieszczęsnym konfliktem o samolot, z rajdami prezydenta, który błąkał się samotnie po okolicach szczytu, a także wzajemne oskarżenia o zaniedbania oraz publiczne obnoszenie się ze złośliwościami na oczach przywódców innych krajów i mediów. To były gorszące sceny.
Tymczasem okazało się, że obydwa ośrodki potrafią działać zgodnie. Brawo! Zaimponowała mi determinacja i wiedza premiera Tuska oraz to, że polski rząd zagrożenie wynikające z pakietu klimatycznego dostrzegł już wiele miesięcy temu i potrafił zmontować międzynarodową koalicję. Zmontowanie tej koalicji, utrzymanie jej i działania podejmowane przez rząd zasługują na najwyższą pochwałę. W Unii Europejskiej wszystkie ustalenia dokonują się na zasadzie mniej lub bardziej zgniłego kompromisu. Bo siła tkwi w solidarności międzypaństwowej. Państwo samotne jest z góry skazane na porażkę i postrzegane jako warchoł. Znamy to z autopsji, przecież wielokrotnie nas tak określano.
Natomiast teraz sami daliśmy sobie najlepszy przykład, jak należy działać w przyszłości, aby skutecznie negocjować. Świetnie zagraliśmy w Gdańsku, gdy przy okazji uroczystości rocznicowych Nobla dla Lecha Wałęsy został zwołany miniszczyt państw z naszej koalicji, które naciskały i na Manuela Barrosę, i na Nicolasa Sarkozy'ego. I co? I w Brukseli udało się. Bo zapowiedź tego, co wynegocjowaliśmy, przyznajmy, brzmi nieźle. Pan redaktor Ziemkiewicz twierdzi, że to mydlenie oczu, gdyż i tak będziemy płacić. Ale lepiej płacić mniej niż więcej - i doprowadzenie do takiego stanu rzeczy jest warte wysiłku. Choć to, czy 60 miliardów, które - jak mówi rząd - udało się wynegocjować, są pieniędzmi realnymi czy wirtualnymi, zobaczymy dopiero za pięć lat, gdy przepisy zaczną wchodzić w życie.
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Reporterka "Faktów" TVN i publicystka TVN24. Ma 41 lat