Potem dźgał ukochaną nożem po całym ciele. A wszystko dlatego, że czuł się coraz bardziej osamotniony i odrzucany przez rodzinę.
- Zabiłem żonę - spokojnie oświadczył dyżurnemu oficerowi policji mężczyzna w szlafroku. Choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał poważnie, to funkcjonariusz potraktował sprawę serio. Do brutalnego mordu przyznał się mieszkający w sąsiedztwie Marian S. Po kilku minutach mężczyzna zaprowadził policjantów do swojego domu. Tam ich oczom ukazał się makabryczny widok. Na podłodze w kałuży krwi leżała Beata S., żona Mariana. Kobieta nie oddychała. Miała podcięte gardło i mnóstwo ran na plecach i piersiach.
Wszystko wskazuje na to, że po porannej kłótni mąż zaatakował żonę od tyłu. Najpierw wbił jej nóż w plecy, potem poderżnął gardło. Dopiero gdy ochłonął, poszedł na policję. W domu nie było żadnej z ich trzech córek.
Sąsiedzi rodziny S. nie mogą uwierzyć w tę tragedię. - To było takie dobre małżeństwo - mówią. Pani Beata była nauczycielką nauczania początkowego. Zabójca uczył informatyki w Zespole Szkolno-Gimnazjalnym nr 1 w Kętach. Po rocznym urlopie zdrowotnym we wrześniu wrócił do pracy.
- Ani ja, ani uczniowie nie mieliśmy do niego żadnych zastrzeżeń - mówi Tadeusz Herl, dyrektor zespołu. Co zatem się stało, że w szanowanej nauczycielskiej rodzinie doszło do rzezi jak z amerykańskich horrorów? W Kętach plotkuje się, że Marian S. leczył się psychiatrycznie. Przed miesiącem zrobił żonie awanturę, a sam wylądował na obserwacji psychiatrycznej. Był chorobliwie podejrzliwy i zarzucał ukochanej zdradę. Zabójca został wczoraj przesłuchiwany. O jego dalszym losie zadecydują prokuratura i sąd. Grozi mu nawet dożywocie.