- Pierwszy człowiek miał drzwi do raju, do szczęścia, otwarte. Ale popełniając grzech nieposłuszeństwa, sprawił, że drzwi te sam przed sobą zatrzasnął. Musiał dopiero przyjść Jezus, który umierając na krzyżu, a następnie zmartwychwstając, odblokował ten zamek w drzwiach do szczęścia. Jednak żeby dostać się do raju, trzeba jeszcze nacisnąć klamkę. A to musi już zrobić sam człowiek, oczywiście z Bożą pomocą. Żeby nacisnąć klamkę, trzeba mieć dużo siły. A tę siłę otrzymujemy przez przyjmowanie sakramentów: chrzest, spowiedź, komunię, bierzmowanie... W nich pozyskujemy niezbędną do tego energię.
- Czyli jeśli człowiek żyje zgodnie z dekalogiem, z przykazaniem miłości, to może mieć pewność, że znajdzie się w niebie?
- Tak, my w to wierzymy. O tym naucza Pismo Święte i Katechizm Kościoła katolickiego. Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni, żyją na zawsze z Chrystusem. I od razu rodzi się pytanie: a co z tymi, którzy nie są całkowicie oczyszczeni, tzn. umarli pojednani z Bogiem i ludźmi, ale nie zdążyli odpokutować swoich grzechów? Ci też mają już zagwarantowane niebo, ale jeszcze muszą przejść czyściec, czyli odpokutować i odczekać swoje. My możemy im pomóc skrócić ten czas. Są cztery formy pomocy zmarłym. Pierwszą z nich i najskuteczniejszą jest Eucharystia, czyli msza św. za zmarłych. Ale są też inne: zdobywanie odpustów, ofiarowanie ubogim i potrzebującym jałmużny, podejmowanie czynów pokutnych. I temu wszystkiemu musi towarzyszyć intencja, że robimy to dla dobra naszych zmarłych.
- Jak wygląda czyściec?
- Czyściec to też nie jest miejsce, lecz stan. To proces wyzwalania się od konsekwencji grzechów. To dochodzenie, dojrzewanie do doskonałej miłości. Mamy tam gwarantowane niebo, wiemy, że pójdziemy do raju, ale nie wiemy, kiedy to nastąpi. Kiedy odwiedzam ludzi ciężko chorych, umierających, cierpiących, to zachęcam ich, aby to cierpienie ofiarowali za swoje grzechy. Ten czas odchodzenia może być dla nich czyśćcem na ziemi. Zatem cierpienie też może być błogosławieństwem. Warunkiem jest godne zniesienie tego cierpienia, niedramatyzowanie, nieprzeklinanie innych. Odchodzenie Jana Pawła II z tej ziemi było dla mnie jego piętnastą encykliką. Najpiękniejszą. Napisaną jego życiem. Postawił wówczas kropkę nad "i". Pokazał światu, że wierzył w to, czego nauczał. I nawet w najtrudniejszych momentach dochował wierności Bogu. Do dziś nie mogę zapomnieć, jak ściskał krucyfiks w Wielki Piątek podczas Drogi Krzyżowej.
- Ale niektórzy jednak trafią do piekła. Jak tam jest?
- Niech pan sobie wyobrazi najgorszy moment w życiu, którego nie chce pan nawet pamiętać. Piekło polega na tym, że to jest stan stały. Piekło jest stanem poza Bogiem, a nawet "przeciw Bogu", jak mówi mój wspaniały współbrat, teolog dogmatyk, o. prof. Celestyn Napiórkowski. Jest smutną i bolesną rzeczywistością śmierci wiecznej. Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga. Bóg nie przeznacza nikogo do piekła, dokonuje się to przez dobrowolne odwrócenie się od Boga (grzech śmiertelny) i trwanie w nim aż do końca życia. To nie Bóg skazuje człowieka na piekło, ale człowiek skazuje sam siebie.
- A w tym piekle mamy jeszcze jakieś szanse? Jakąś nadzieję?
- Żadnej, ale wcale nie tak łatwo się tam dostać. Bóg jest Miłością, jak mówi św. Jan. Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni. Nie chce nieszczęścia dla człowieka. Do końca daje mu szansę. Póki żyjemy, mamy otwartą drogę do nieba. Bez względu na grzechy naszej przeszłości. "Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone były jak purpura, staną się jak wełna" - czytamy w Piśmie Świętym. Ale musi ze strony człowieka nastąpić opamiętanie. Nie można iść w zaparte. A wtedy naprawdę Bóg jest w stanie nam wszystko, jeszcze raz powtarzam, wszystko wybaczyć. Przykład dobrego łotra. Na krzyżu, obok Chrystusa, wisiało dwóch łotrów. Jeden jeszcze bardziej się pogrążył, a drugiego kanonizował sam Chrystus - gdy żałował swoich czynów i prosił Chrystusa, aby wspomniał o nim, gdy przybędzie do swojego królestwa. Chrystus wówczas powiedział mu: "Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju" Czyż to nie piękne? Nasza wiara jest wiarą wielkiej nadziei.
- Adolf Hitler też mógł trafić do nieba?
- I on, i Stalin, i Judasz. Pod jednym wszak warunkiem, że w ostatniej chwili zdobyli się na doskonały akt żalu. Ale tego niestety nie wiemy. Bo nie wiemy, co się działo w ich sercach, umysłach w momencie przechodzenia z tego świata. Akt żalu doskonałego polega na ubolewaniu nad popełnionymi grzechami i w pragnieniu zmiany życia. Taki człowiek powinien odczuwać obrzydzenie do swoich grzechów dlatego, że nimi znieważył kochającego i miłosiernego Boga, że Bóg przez niego musiał cierpieć, dźwigać krzyż i umrzeć na nim. Warunkiem jest jednak, by żal wynikał z miłości do Boga, a nie ze strachu przed piekłem. To kolejny dowód, że miłosierdzie Boże jest nieskończone.