Nawiedza mnie potępiona dusza syna

2007-11-08 19:40

Powiesił się, bo wyrzucili go z zakonu. Po śmierci ukazuje się swojej matce, prosząc ją o wybaczenie.

Kiedy ukochany syn Grażyny Maliszewskiej (49 l.) z Sokołowa Podlaskiego (woj. mazowieckie) popełnił samobójstwo, zdruzgotana kobieta straciła sens życia. Runął jej świat, gdy znalazła ciało Piotra ( 28 l.) wiszące na strychu rodzinnego domu. Chłopak zdecydował się na ten desperacki krok, bo wyrzucono go z zakonu.

Czy Bóg mu przebaczył?

Zrozpaczona matka chciała też ze sobą skończyć, ale mocno wierzyła, że kiedyś jej jedyny Piotruś da znać, czy jest mu dobrze w innym świecie. Bardzo chciała wiedzieć, czy Bóg mu przebaczył to, że sam odebrał sobie życie, czy może skazał go na wieczne potępienie i męki piekielne. Morze wylanych łez załamanej matki, głęboka wiara i modlitwy sprawiły, że ukochany Piotr odezwał się do rozmodlonej o jego duszę matki.

- Pamiętam to doskonale. Myłam w pokoju podłogę. Jak zwykle byłam sama, a w domu głucho i cicho - opowiada pani Grażyna. - Jak zwykle przy pracy lubię się pomodlić za dusze zmarłych. Najwięcej jednak myślę o Piotrku. Westchnęłam i pomyślałam, że dobrze by było, gdyby dał mi jakiś znak - dodaje pani Grażyna. Długo nie musiała czekać. Drzwi wejściowe otworzyły się i dziwny chłód wpadł nagle do mieszkania. Ale to nie koniec. - Usłyszałam jego głos: "Mamo, módl się za mnie. Potrzebuję twojej pomocy". Dlatego modlę się codziennie, by Bóg wybaczył mu tak, jak ja to zrobiłam - opowiada kobieta.

Piotr oddał się Bogu do reszty. Od najmłodszych lat był jego wiernym sługą. Nie wyobrażał sobie życia bez różańca i Pisma Świętego. Zawsze marzył o ciszy zakonu, spokojnej celi i porannych mszach świętych w gronie zaprzyjaźnionych braci.

Nie chciał żyć bez różańca

Marzenia swoje zaczął realizować dosyć późno, bo dopiero, kiedy miał 27 lat. Po wielu przeciwnościach losu udało mu się dostać do upragnionego zakonu. Wstąpił do zakonu pod wezwaniem św. Franciszka w Łodzi, podejmując równocześnie studia teologiczne. Trwał w nowicjacie i nie dane mu było przywdziać habitu, o którym marzył ponad wszystko.

- Kiedy pierwszy raz przyjechał do domu, promieniował radością - mówi przez łzy matka. - Ale następnym razem było już gorzej. Stał się bardzo smutny i narzekał, że czepia się go zakonnica od psychologii. Zakonnica uwzięła się na Piotrka i gnębiła go - przekonuje matka.

Odnalazła sens życia

Czarę goryczy przelała informacja, że został wyrzucony z zakonu. Starannie przygotował swoją śmierć. Napisał list pożegnalny, zawiązał pętlę i zawisł na strychu. W tym momencie skończyło się nie tylko jego życie. Runął świat także jego matki. Ale dziś kobieta odnalazła sens życia. Od kiedy nawiedza ją potępiona dusza Piotra, ma po co żyć. Po to, by codziennie modlić się, aby dobry Bóg nie skazywał jej syna na wieczne potępienie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki