Historia kapitana Matysiaka, którego koledzy z wojska nazywają Rekinem, jest absolutnie wstrząsająca. Przez wiele lat latał odrzutowcami MiG-21 i MiG-29. W 2007 roku odszedł ze służby.
- Jeszcze wtedy nie wiedziałem na co choruję. Czułem się coraz słabiej. Nikomu nic nie mówiąc zrezygnowałem ze służby. Nie chciałem kolegów z wojska narażać na niebezpieczeństwo - mówi nam. Z dnia na dzień czuł się gorzej.
W 2009 roku trafił do szpitala w Gdańsku. Miał niemal całkowicie sparaliżowane ręce i nogi. - Usłyszałem wtedy, że choruję na stwardnienie rozsiane. Następnie poinformowano mnie, że jestem za stary na leczenie z pieniędzy NFZ oraz że za krótko choruję. Szpital odesłał mnie do domu - mówi nam.
NFZ nie refunduje leczenia chorych na stwardnienie rozsiane
Anna Gryżewska, sekretarz generalna Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego tłumaczy, że przykład kapitana Matysiaka nie jest jedyny.
- Problemem są regulacje NFZ. Pacjent jest kwalifikowany do leczenia na podstawie odpowiedniej liczby punktów. Dostaje je także za wiek. W przypadku dorosłych liczba punktów, które są dawane ludziom po 40., praktycznie dyskwalifikuje ich z leczenia refundowanego przez NFZ. Ten limit punktowy jest absurdem. W żadnym innym kraju europejskim on nie istnieje. W Polsce na stwardnienie rozsiane choruje około 40 tysięcy osób, a leczone jest z tego tylko 7-8 procent - stwierdza.
- NFZ w ten sposób skazuje ludzi na śmierć. Bo nieleczone stwardnienie rozsiane może doprowadzić do tego, że pacjent umrze. To skandal - komentuje nam Bolesław Piecha (57 l.), poseł PiS i szef Sejmowej Komisji Zdrowia.
Na szczęście kpt. Matysiak dostał pomoc od innych. M.in. niedawno żołnierze zorganizowali aukcję, z której dochód został przeznaczony dla niego. - Ja mam szczęście. Ale ile osób w takim stanie jest skazywanych przez NFZ - pyta pilot?