Uporczywy kaszel, senność, brak sił. Tak się zaczęło. Lekarze początkowo leczyli panią Janinę antybiotykami, dopiero po pół roku zlecili USG brzucha. Diagnoza zabrzmiała jak wyrok: nowotwór nerki. Pod koniec 2009 roku chorej usunięto nerkę. Rozpoczęła się terapia lekiem o nazwie interferon. - Ale po tym leku mama czuła się znacznie gorzej. Zrobiła badania i okazało się, że w jej przypadku interferon jest nieskuteczny - opowiada Monika Kurdziel, córka pani Janiny.
Czytaj też: Mało chętnych na Otwarte Fundusze Emerytalne
Należało błyskawicznie zmienić lek, ale na to potrzebna była zgoda NFZ. Pod koniec stycznia lekarze z Centrum Onkologii wysłali w tej sprawie odpowiedni wniosek. Odpowiedź przyszła dopiero po miesiącu. I była odmowna! Urzędnicy z NFZ nie zgodzili się na lek proponowany przez onkologów. Wskazali tańszy specyfik. Trzeba było pisać następny wniosek. I znowu urzędnikom się nie śpieszyło. Tak minął kolejny miesiąc. - To urzędowa eutanazja! - komentuje Monika Kurdziel. - Jak można zwlekać z leczeniem w przypadku chorych na raka?!
Pozew przeciwko NFZ
Tymczasem Janina Orczyk postanowiła szukać ratunku w sądzie. Dopiero gdy złożyła pozew przeciwko NFZ i ministrowi zdrowia, urzędnicy przystali na terapię proponowaną przez onkologów. Tyle że było już za późno. Rok po operacji pani Janina zmarła. Teraz krakowski sąd przyznał rację rodzinie zmarłej. Stwierdził, że skandalem było tak długie rozpatrywanie wniosków w przypadku osoby śmiertelnie chorej, i przyznał rodzinie zmarłej 25 tysięcy zadośćuczynienia wraz z odsetkami. - To niewiele za śmierć mamy, ale może ten wyrok uratuje życie innym pacjentom - mówi Monika Kurdziel.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail