Odbudował polskie wojsko, używając do końca nazwy Armia Krajowa: "Dopóki choć jeden żołnierz zostanie ze mną na tej ziemi, ja tu zostanę". Dzięki niemu wolna Polska trwała tu aż do połowy 1949 r. "Nic dla siebie, wszystko dla Ojczyzny" - takie słowa zadedykował na zdjęciu jednemu ze swoich partyzantów.
Wciąż mało znany lub traktowany - jak tego chciała (i chce do dziś) komunistyczna propaganda - jako "zaślepiony nienawiścią polski nacjonalista", "kułacki przywódca". Tymczasem uczniowie wiejskiej szkoły w Iszczołnianach koło Szczuczyna zapamiętali go jako pełnego zapału nauczyciela języka polskiego i białoruskiego, organizatora harcerstwa.
Samoobrona przed sowietami
Ten syn polskiego kolejarza i prawosławnej matki (w tym wyznaniu ochrzczono też Anatola) do rodzinnego Wołkowyska wrócił po wojnie polsko-sowieckiej. W AK awansowany do stopnia podporucznika (przed wojną ukończył szkołę podchorążych piechoty w Jarosławiu). Walczył u boku legendarnego Jana Piwnika, m.in. 16 czerwca 1944 r. podczas likwidacji niemieckiego garnizonu w Jewłaszach, gdzie "Ponury" poległ. Nie wziął udziału w Powstaniu Wileńskim - nie zdążył na koncentrację, przez co uniknął rozbrojenia przez sowietów.
21 sierpnia 1944 r. w bitwie z NKWD pod Surkontami zginął wybitny kresowy dowódca ppłk Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz". Potem za Bug repatriowała się większość ocalałej kadry nowogródzkiej Armii Krajowej. Tych, którzy zostali, bolszewia represjonowała i mordowała. Jeden z najbardziej znienawidzonych przez komunę komendantów AK ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner" poległ 3 grudnia 1944 r. w okolicy wsi Jeremicze. 21 stycznia 1945 r. pod Kowalkami zginął inny wybitny dowódca, por. Jan Borysewicz "Krysia", a 27 maja 1945 r. Anatol Urbanowicz "Laluś", komendant obwodu Lida. Na placu boju pozostał "Olech", dowódca połączonych obwodów Lida i Szczuczyn (nr 49/67). To właśnie on - mimo iż nie był wcześniej tak znany wśród miejscowej polskiej ludności jak "Ragner" czy "Krysia" - stał się jej obrońcą przed represjami i kolektywizacją.
Zobacz: Żołnierze wyklęci: Młot na komunistów
Józefie Wissarionowiczu, pomóżcie!
Wojsko "Olecha" NKWD oceniało na ok. 800 żołnierzy (jeszcze pod koniec 1948 r. ok. 100), mających swoich ludzi niemal w każdej polskiej wiosce. We wrześniu 1945 r. przewodniczący rejonowego komitetu partii, niejaki Kuzniecow, w liście do samego Józefa Stalina tak opisywał sytuację w Juraciszkach na wschód od Lidy: "Na kierownicze stanowiska nikt nie idzie pracować [ ] Brakuje nam 29 etatowych pracowników [ ] Od początku utworzenia rejonu bandyci zabili około 70 działaczy partyjnych i chłopów, którzy pomagają radom wiejskim Józefie Wissarionowiczu! Proszę Was, podpowiedzcie, jak najszybciej zwalczyć bandytyzm".
"Olech" zniszczył np. kołchoz imienia Stalina w Kulbaczynie. Przy poparciu miejscowej ludności, zarówno polskiej, jak i białoruskiej, posiadał własną agenturę w lokalnych strukturach sowieckiej władzy, a nawet organów represji. Likwidował najgroźniejszych funkcjonariuszy i konfidentów.
"Nie mogę tego wszystkiego rzucić"
- Jeżeli podejrzewano, że ktoś współpracuje z NKWD, "Olech" potrafił przebrać się w mundur oficera NKWD i nieoczekiwanie zjawić się u takiej osoby. "Źle pracujecie, towarzyszu", mówił. Agent zaczynał się tłumaczyć i już było po nim" - wspominał Bolesław Nowogródzki, członek terenowej siatki Radziwonika.
Partyzanci, często przebrani w sowieckie mundury, dla zmylenia wroga używali też kilku pseudonimów. Walczyli w ramach kilku-, kilkunastoosobowych pododdziałów, złożonych z Polaków, Białorusinów, a także dezerterów z Armii Czerwonej, które ciągle zmieniały miejsce działań.
Józef Berdowski "Mały Ziuk": - Jeżeli [sowieci] przyjechali po coś do wsi w ciągu dnia, to w dwa, trzy samochody wojska i zaraz pod wieczór już uciekali. Bo wiedzieli, że mogą być zaatakowani. Oni do czterdziestego dziewiątego roku nie mieli władzy w terenie, na wsi.
- Wielokrotnie mówiłem mu: Panie poruczniku, taka siła przeciwko wam. Niech pan rozpuści oddział i ucieka. Bo przecież zabiją. A on mi odpowiadał: Nie mogę tego wszystkiego rzucić, trzeba walczyć" - opowiadał dalej Nowogródzki, który za pomoc udzielaną "Olechowi" został skazany na 25 lat łagru.
"Olech" zginął 12 maja 1949 r. nieopodal kolonii Raczkowszczyzna, w ramach wielkiej obławy NKWD poprzedzonej agenturalnym rozpracowaniem. - Zostaliśmy wydani przez miejscowego chłopa. Zdrajca od razu po rozbiciu naszego oddziału został przez NKWD przerzucony do Polski. To była nagroda, bo obawiał się, że tu go dopadniemy. Wiem, że później mieszkał w Olsztynie - wspominał Witold Wróblewski "Dzięcioł", inny żołnierz Radziwonika. - Oddział został otoczony trzema pasami wojsk NKWD. Próbowaliśmy się przebić, ale nikomu się to nie udało. "Olech" szedł po rzeczce, w ten sposób chciał zmylić pościg. Gdy padałem postrzelony, myślałem, że mu się uda. Jednak z kotła nie wyrwał się nikt. Ranni trafiliśmy do niewoli - dodaje.
Odosobnione grupy i pojedynczy żołnierze "Olecha" walczyli na Nowogródczyźnie do połowy lat 50.
Wojna o krzyż
W 64. rocznicę śmierci, 12 maja 2013 r., na Raczkowszczyźnie odsłonięto krzyż upamiętniający Anatola Radziwonika. Mimo że stanął na terenie prywatnym, władze Białorusi w ramach represji skazały na wysokie grzywny prezesa Związku Polaków na Białorusi Mieczysława Jaśkiewicza i prezesa Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi Weronikę Sebastianowicz. Potem krzyż został usunięty nocą przez nieznanych sprawców i wywieziony w nieznanym kierunku.
"Boże, jak ciężko jest w tym lesie siedzieć,
I nie ma miejsca tu dla nas,
Kochany bracie i przyjacielu,
Nie wydawajcie proszę nas,
A matka płacze i ojciec nie wie,
Że w okrążeniu jestem ja,
O mej Ojczyźnie, kochanej Polsce,
Nie zapominam nigdy ja".
1 marca 2014 r. obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych
O godz. 12.00 w Warszawie w parku Skaryszewskim wystartuje Bieg Ludzi Honoru "Tropem wilczym". Na miejscu dodatkowe atrakcje dla całej rodziny, wojskowa grochówka, gry, rekonstrukcje, nagrody, spotkanie z aktorami serialu "Czas honoru". Serdecznie zapraszamy wszystkich chętnych.
"Super Express" jest patronem wydarzenia.