Nicolas Sarkozy to zły Europejczyk

2008-12-09 5:00

Prezydent Francji nie zrealizował żadnego z celów swojej prezydencji w UE - mówi francuski pisarz i filozof Guy Sorman.

"Super Express": - W grudniu kończy się półroczna francuska prezydencja w Unii Europejskiej. Czy mógłby pan nam przypomnieć, jakie były główne cele przewodnictwa Francji?

Guy Sorman: - Były to: rozbudowa europejskiej obronności, wspólne europejskie instytucje, coś na kształt ministerstw, rozwijanie wspólnotowych preferencji dla europejskiego rolnictwa i przemysłu, ratyfikacja traktatu lizbońskiego i wspólna polityka emigracyjna.

- I jak ocenia pan realizację tych zamierzeń przez Europejczyka Sarkozy'ego?

- No cóż, w zasadzie żaden z tych celów nie został osiągnięty. A to przecież o czymś świadczy.

- Dlaczego tak się stało?

- Ustalone wcześniej priorytety nie mogły być osiągnięte. Głównym powodem było pojawienie się kryzysu ekonomicznego. Od samego początku tej prezydencji istniała podstawowa niezgodność dotycząca jej ekonomicznych założeń. Sarkozy, w przeciwieństwie do większości przywódców europejskich, może z wyjątkiem Brytyjczyków, jest zwolennikiem bezpiecznej interwencji w rynek i raczej bezpiecznych inwestycji, na pewno nie można go nazwać ryzykantem. Nie było zatem możliwości, by prezydent Francji cokolwiek osiągnął, skoro nie było zgody na jego pomysły, np. Niemcy byli zdecydowanymi przeciwnikami ekonomicznej wizji Sarkozy'ego. Na początku francuskiej prezydencji wydawało się, że jednym z głównym celów, który na dodatek uda się osiągnąć, będzie kwestia wspólnej polityki europejskiej dotyczącej emigrantów. Optymizmem napawał fakt, że wszystkie państwa członkowskie były zgodne co do tego, że UE powinna prowadzić wspólną politykę emigracyjną. Dlaczego tego planu nie zrealizowano? Ano dlatego, że Sarkozy zupełnie o tym zapomniał.

- Ale jedna rzecz chyba mu się udała - to pokojowe mediacje w wojnie między Rosją a Gruzją?

- To rzeczywiście wyjątek. W tym wypadku Sarkozy spisał się bardzo dobrze. Może nie jest on wielkim strategiem czy wizjonerem, ale z całą pewnością świetnie sprawdza się w sytuacjach kryzysowych. Udowodnił to właśnie przy okazji konfliktu kaukaskiego, gdy natychmiast zareagował we właściwy sposób. Moim zdaniem będzie to jedyne wydarzenie tej prezydencji, które zostanie zapamiętane.

- I w tym przypadku, czyli relacji z Rosją, pojawiły się jednak zarzuty, że Sarkozy występował bardziej w roli prezydenta Francji niż przywódcy europejskiego, działającego w imieniu całej wspólnoty...

- Z takimi opiniami akurat się nie zgadzam. Sarkozy zdaje sobie sprawę, że choćby chciał, w tym momencie nie może zbudować silnych, opartych na zaufaniu stosunków z Putinem. Wie również, że jeśli chodzi o relacje z Rosją, Unia musi zachować jedność i prowadzić wspólną politykę. Gdy interweniował podczas kryzysu gruzińskiego, moim zdaniem jasno pokazał, że działa w imieniu całej Europy, a nie swoim własnym. Gdyby wówczas zabierał głos tylko jako prezydent Francji, prawdopodobnie nie osiągnąłby nic.

- A może twierdzenia o zbliżeniu prezydenta Francji z Kremlem wynikają z tego, że większość państw Unii w okresie francuskiego przewodnictwa stała się bardziej prorosyjska?

- Rozumiem, że Polska może mieć specyficzny i odmienny od reszty państw UE stosunek do Rosji. Ale nie zapominajcie, iż Europa musi współdziałać z Rosją i w tym kontekście trudno powiedzieć, by europejsko-rosyjska polityka uległa wielkiej zmianie i by Unia jakoś zasadniczo zbliżyła się do Rosji. Wydaje mi się, że Sarkozy, tak jak większość europejskich liderów politycznych, może za wyjątkiem polskich polityków, jest zdania, że UE musi wypracować wobec Rosji bardzo zrównoważoną strategię polityczną.

- Istnieje jednak nieodparte wrażenie, że Sarkozy traktuje europejską jedność i solidarność w bardzo wybiórczy sposób. Pamięta o niej doskonale, gdy chodzi np. o ratyfikację traktatu lizbońskiego, natomiast zdaje się o niej całkowicie zapominać, prezentując prorosyjskie stanowisko na ostatnich szczytach w Waszyngtonie i Nicei. Przypomnijmy, że skrytykował wówczas pomysł umieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach - państwach, które są przecież członkami UE.

- Owszem, Sarkozy skrytykował tarczę antyrakietową, ale bardzo szybko się z tego wycofał, stwierdzając następnego dnia, że jest to wewnętrzna sprawa Polski i Republiki Czeskiej. Pamiętajmy, że Sarkozy to człowiek bardzo impulsywny. W codziennych sytuacjach ta cecha bywa bardzo kłopotliwa: jednego dnia coś mówi, drugiego się z tego wycofuje. Ale z drugiej strony jego impulsywność może być pomocna w sytuacjach kryzysowych.

- Może faktycznie Sarkozy działał przede wszystkim na rzecz jedności europejskiej, ale jak w tym kontekście skomentować fakt, że na pierwsze półrocze przyszłego roku zapowiedział szczyt amerykańsko-rosyjsko-europejski. Przecież od pierwszego stycznia 2009 r. prezydencję w UE będą sprawować Czesi. Wydaje się zatem, że prezydent Francji pragnie pozostać głównym graczem na scenie europejskiej.

- Nie mogę doczekać się czeskiej prezydencji, która moim zdaniem będzie wyjątkowo ciekawa. Oczywiście organizowanie szczytu w tej sytuacji jest ze strony Sarkozy'ego posunięciem bardzo niewłaściwym. To nie przystoi Europejczykowi. Może on uczestniczyć w szczytach państw, ale na takich samych zasadach jak każdy inny przedstawiciel UE. A zwołując szczyt Europa - Ameryka - Rosja w czasie prezydencji czeskiej Sarkozy próbuje zmienić obowiązujący system i pozostać wciąż najważniejszym człowiekiem Unii. Na szczęście przedstawiciele w zasadzie wszystkich pozostałych krajów UE jasno stwierdzili, że trzeba przestrzegać obowiązującego prawa i traktatów. A więc Sarkozy po zakończeniu prezydencji Francji nie będzie mógł odgrywać jakiejś szczególnej roli w Unii.

- A jak ocenia pan zachowanie Nicolasa Sarkozy'ego w obliczu kryzysu ekonomicznego?

- Sarkozy, jak każdy szef państwa, jest bardzo zaniepokojony panującym na świecie kryzysem ekonomicznym. Jednak kryzys ten nie ma nic wspólnego z polityką, on wiąże się przede wszystkim z systemem finansowym, który musi być naprawiony. A od tego są ekonomiści, nie politycy. Poszczególne rządy, nawet jeśli niewiele robią, aby zapobiegać kryzysowi, muszą udawać, że coś robią. Wyjątkiem jest Angela Merkel, ale jej zachowanie wynika z faktu, że w Niemczech, w porównaniu do pozostałych krajów UE, jest zdecydowanie większa świadomość ekonomiczna. A to zmusza niemiecki rząd do unikania jałowych deklaracji i mówienia prawdy.

Guy Sorman

Francuski pisarz, filozof i publicysta polityczny. Współpracuje z dziennikami "Le Figaro" i "Wall Street Journal". Ma 64 lata

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki